Wiele
„życiowych min” można wcześniej wykryć i „rozbroić”. Uśmiercający lub czyniący
kaleką wybuch nie nastąpi. Gdy kwestia dotyczy „aktywnych wulkanów zła”,
ostrożność wydaje się oczywista.
O wiele trudniejsza jest inna sytuacja życiowa.
Chodzi o przypadki, gdy demoniczne zło ustaje w życiu człowieka i
rozbrzmiewa radosna proklamacja: „Nawrócenie”. Dotychczasowy satanista,
przestępca lub zwolennik „wolnej miłości” zaczyna powoływać się na
Chrystusa. W tygodniowym programie znajduje się miejsce na niedzielną Mszę
Świętą. W miejsce zdjęć pornograficznych pojawiają się ilustracje
oglądane w Piśmie Świętym. Wielką sprawą jest serdeczne wsparcie takiej siostry
lub brata w Chrystusie. Ale w tym wspieraniu trzeba koniecznie rozróżnić
dwa radykalnie odmienne konteksty.
W pierwszym przypadku autorem pomocy jest osoba
duchowna lub świecka. Poświęcenie na rzecz „odnalezionej owieczki” może być
bardzo głębokie. Każdy jednak nadal zachowuje swoją odrębną drogę. W
drugim przypadku pomoc zaczyna wpisywać się w projekt wspólnego,
małżeńskiego życia. Rodzą się myśli: „Co z tego, że tak błądził. Teraz jest
taki dobry, taka dobra”, „Bóg będzie czuwał nad nami”. Niektórzy kierowani
„tylko sercem” weszli w związki tego typu. Potem gorzko tego pożałowali. Na
własnej skórze odczuli, że „Boża Opatrzność” nie zawsze ma w zwyczaju
odpowiadać wedle ludzkich oczekiwań… Choć gorąco się modlili, dom
zaczynał zamieniać się w piekło…
Jeśli ktoś pragnie wejść w relację małżeńską z
osobą, która wcześniej mocno tkwiła w strukturach jakiegoś głębokiego zła, i
potem zaczęła dobrze postępować, to trzeba koniecznie wziąć pod uwagę pewien
egzystencjalny fakt. Otóż w duchowej strukturze człowieka pozostaje
skierowanie do zła, które wcześniej zniewalało. Każde zaistniałe bardzo
poważne zło jest dla człowieka jak złamanie dla ręki. Ręka już do końca życia
będzie osłabiona. Jeśli nie nastąpi przeciążenie, wszystko będzie w porządku.
Ale jeśli granica zostanie przekroczona, szybko nastąpi uszkodzenie. Ręka bez
złamania by wytrzymała, ale wcześniej złamana już nie da rady. Podobnie w
przypadku całego człowieka. Niestety, nieraz nawet po długich latach może
nastąpić powrót do dawnego zła. To są dramaty „miłosiernych kobiet” lub
„miłosiernych mężczyzn”, których „druga połówka” na nowo zaczęła uprawiać
hazard, ulegać narkotykowym i alkoholowym ciągom lub nagminnie zdradzać.
Dom staje się miejscem wyśmiewania Jezusa, choć wcześniej był przyjmowany
w Komunii Świętej. Zaczynają się domowe prześladowania za wiarę.
Jak uniknąć takich prześladowań? Przede wszystkim, na
początku relacji obydwie strony muszą realistycznie uznać istniejące
„osłabienie”. W takim stanie świadomości Wolą Bożą mogą być dwa rozwiązania.
Pierwsze polega na tym, że „projekt małżeński” zostaje anulowany. Każdy ma
pełne prawo stwierdzić: „Nie mogę zdecydować się na małżeństwo i dom, w którym
mógłby rozegrać się taki dramat. Nie mogę unieszczęśliwić dzieci”. Oczywiście
chodzi o kwestię racjonalnego prawdopodobieństwa. Ręka zdrowa też może
ulec poważnemu uszkodzeniu, ale dużo szybciej nastąpi to w przypadku już
wcześniej złamanej. Decyzja o rozstaniu nie neguje dalszej pomocy. Jednak
ewentualnie "być cierpiącą matką Teresą”, to radykalnie coś odmiennego niż
„być cierpiącą żoną”.
W drugim przypadku ma miejsce „decyzja
heroiczna”. „Osoba miłosierna” z pełną świadomością godzi się na
ewentualność ciężkiego życia z „wybrankiem serca”, który wcześniej
nosił kajdany wielkiego zła. Jeśli zło nie pojawi się, to chwała Bogu!
Więcej! Mocą Bożej łaski taki dom może nawet promieniować wzruszającą
świętością! Jeśli jednak „druga połówka” wkrótce lub po latach zacznie
zdradzać, pić i stosować przemoc, to wtedy nie powinno być rozczarowania i zaskoczenia.
„Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”; te słowa Jezusa dadzą siłę, aby
wytrwać w codziennych domowych prześladowaniach (por. Łk 21, 12-19). To
droga heroicznej świętości. Nie zapominajmy jednak o prostej zasadzie: Kto chce
skoczyć za wysoko niż jest w stanie, może żadnej wysokości nie zaliczyć…
26 listopada 2014 (Łk 21, 12-19)