Szukamy ukochanego, który będzie
wcieleniem wiernej miłości. Pragniemy wybawiciela, który w lękach doda nam
otuchy i w chwilach zagrożenia przyjdzie z pomocą. Czekamy na kogoś, kto będzie
razem z nami, nawet gdyby najgorzej się działo. Nasze serce tęskni „za kimś” i
„za czymś”… Zarazem nie chodzi jedynie o „ciepłą ułudę chwili”, która pryśnie
niczym bańka mydlana. Każdy skrawek naszej duszy i ciała woła o „trwałą
rzeczywistość”, która da kojące poczucie bezpieczeństwa teraz, w
całym życiu, na wieki…
Niesamowite! Wiesz? Całe to oczekiwanie ma sens!
Narodził się!... Wszelkie nasze najgłębsze i najskrytsze tęsknoty zostały
spełnione. Jak to? Co się stało? Rzecz przedziwna i zarazem fakt, będący wręcz
esencją rzeczywistości. W Ewangelii przeczytałem wiadomość: „Nie bójcie się!
Oto zwiastuję wam radość wielką (…) dziś w mieście Dawida narodził się wam
Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan” (por. Łk 2, 1-14). Te słowa wypowiada Anioł
Pański do pasterzy, nieopodal Betlejem. Ależ konkret! Wszak pasterze nie byli
„słodkimi pastuszkami”. To byli „twardzi ludzie”. Prowadzili proste życie,
głęboko naznaczeni trudami ubogiej egzystencji. „Pasterska pustynia” była
traktowana jako „marginalna przestrzeń”, odcięta od
najświeższych wiadomości i uroków życia. Cóż ci samotni biedacy mogli
wiedzieć ?
A jednak… To właśnie pasterze otrzymali na
pustkowiu jako pierwsi „news”, który niezmiennie jest ważniejszy niż miliardy
innych informacji. Jako ludzie „z krwi i kości” mieli trzeźwy kontakt z
rzeczywistością. Tacy ludzie nie dadzą się łatwo złapać na „prawdziwe głupoty”.
Nie są wprawdzie „erudycyjnymi specami”, ale skarb „zdrowego rozsądku” i
„dobrego serca” pozwala im trzeźwo rozróżnić „ziarno od plew”. Pasterze od razu
poznali, że słowa anioła Pańskiego są prawdziwe. Dlatego nie „popukali się w
czoło”, ale skoncentrowali uwagę na słuchaniu dalszych konkretów.
I oto, pośród nocnej ciszy pustkowia, usłyszeli kolejną
„anielską wiadomość”: „A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę,
owinięte w pieluszki i leżące w żłobie”. Sprawy wyglądały poważnie.
Dlatego pasterze niezwłocznie udali się we wskazane miejsce. Wszystko się
zgadzało. Rzeczywiście „znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie”.
Pasterskie sumienia rozświetliła pewność wiary: tak, to
bezbronne niemowlę jest prawdziwym Bogiem, Panem i Zbawicielem…
Wsparci tym ewangelicznym przekazem możemy
cieszyć się, że nasze najgłębsze pragnienia i tęsknoty spełniły się. Nie
jesteśmy „samotnością w pustce”, ale żyjemy w rzeczywistości, do której
przyszedł Boski Zbawiciel. Wbrew „narcystycznym oczekiwaniom” nie jest to
„Fantastyczny Gigant”, ale niezwykle zwyczajne Dziecko o imieniu Jezus.
Bóg przychodzi jako Zbawiciel w postaci dziecka, wręcz bezbronnego niemowlęcia.
Maryja, Józef, pasterze i niezliczone rzesze fakt takiego Bożego
Narodzenia uczynili najważniejszą prawdą swojego życia. Dzięki temu w Jezusie
rozpoznali jedynego Pana i Zbawiciela. Owocem tego odkrycia stało się
życie, w którym „ja”, inny człowiek lub jakakolwiek rzecz nie są już
„zbawczą i boską mocą”. Tylko Jezus, zwany później także Chrystusem, prawdziwy
Bóg i prawdziwy Człowiek, jest Zbawicielem, Wyzwolicielem i Uzdrowicielem.
Jak w Dziecku dostrzec Boga? No cóż, tylko Duch
Święty może rozświetlić serce tą prawdą. Aby przyjąć jej blask, warto zwrócić
uwagę na kilka spraw. Przede wszystkim potrzebujemy „pustynnego ogołocenia”.
Jest to życie, w którym nie ma „niepotrzebnego nadmiaru”. Zbyteczne
„konsumpcyjne obciążenie” utrudnia lub wręcz uniemożliwia sercu, aby
dostrzec i usłyszeć anioła Pańskiego. Następnie tylko „serce biedaka”
jest w stanie potraktować na serio głos, że Jezus jest Panem. „Serce bogacza”
siebie samego uważa za Pana; jakże tragikomiczna iluzja „do czasu”...
Będąc „biedakiem na pustyni”, na wzór Maryi
zachowujmy i rozważajmy w sercu tajemnicę Bożego Narodzenia. Zarazem jak
pasterze uwielbiajmy i wysławiajmy Boga w naszych sercach. Oto chrześcijańska
droga umożliwiająca rzeczywiste świętowanie Bożego Narodzenia…
25 grudnia 2014 (Łk 2, 1-14)