Istnienie jest cierpieniem. Cierpienie jest
„nieludzkim darem” Boga…, aby stać się „bardziej ludzkim”. Każdy, kto próbuje
„narodzić się dla Nieba”, w lot prawdę tę chwyta. Dla kogo doczesny powab jest
wszystkim, ten patrzy na cierpienie „wrogim okiem”. Kto chce wzrastać w
Wiecznej Miłości, ten w cierpieniu odnajduje błogosławieństwo.
Tak! Doświadczany ból pomaga odrywać się od tego
świata, aby coraz bardziej kierować swe serce do rzeczywistości Nieba. Doznawany
ucisk powoduje, że cała egzystencja samoczynnie zaczyna zwracać się do
„przestrzeni wyzwolenia”. Dzięki temu dusza i ciało otrzymują szansę realnego
otwarcia się na Chrystusa. Ale w tej walce na śmierć i życie z mocą przyciąga
także Antychryst. Nawet gdy dochodzimy do granic wytrzymałości, warto jednak
wytrwać. Jezus zapewnia: „Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (por. Mt
10, 17-22). Skoro Zbawiciel tak mówi, to znaczy, że daje potrzebne siły,
aby nawet w trakcie pękania, ostatecznie jednak nie pęknąć…
Bóg jest jak laser, który uzdrawia poprzez
wypalające promieniowanie. Celem tego Boskiego wypalania nie jest
unicestwienie, ale zrodzenie nowego istnienia. Na horyzoncie pojawia się
szansa Bożego Narodzenia. Boże Narodzenie może dokonać się na tyle, na ile
uprzednio dojdzie do ludzkiego umierania. Dochodzimy do zaskakującego odkrycia.
W swym najgłębszym wymiarze Boże Narodzenie bardziej łączy się z „cierpieniem
odchodzenia”, aniżeli z „radością przychodzenia”.
Pierwsi chrześcijanie nie celebrowali w
szczególny sposób dnia narodzin do życia doczesnego. Istotne znacznie miał dla
nich „dzień narodzin do życia wiecznego”, czyli w perspektywie doczesnej dzień
śmierci. Gdyby data urodzenia była ważna, to przecież każdy Ewangelista
precyzyjnie odnotowałby „wielką datę” narodzin Jezusa, Pana i Zbawiciela.
Obecna data świętowania Bożego Narodzenia jest umowna i wiąże się
najprawdopodobniej z nadaniem chrześcijańskiego sensu pogańskiemu świętu na
cześć narodzin boga Słońca, które w Rzymie było świętowane 25 grudnia.
Tak! Dla chrześcijan przeżycia związane z
narodzinami „w tym świecie” nie są najważniejsze. Istotne znaczenie mają
doświadczenia zespolone z „narodzinami do życia wiecznego”. W tej perspektywie
dzisiejsze wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Szczepana staje się w pełni
zrozumiałe. Nie ma tu żadnego zgrzytu, a wręcz jest to opatrznościowe święto,
która pomaga nam odkryć najgłębszy sens Bożego Narodzenia. Boże Narodzenie
dokonuje się najpełniej wtedy, gdy człowiek umiera, kochając Boga i człowieka. Szczepan
pokazuje, jak konkretnie wcielać w życie prawdę Bożego Narodzenia. Gdy umierał
męczeńsko, „pełen Ducha Świętego patrzył w niebo” i w odniesieniu do swych
oprawców wołał: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu” (por. Dz 7, 54-60).
Tak więc kto np. w Święta Bożego Narodzenia
doświadcza cierpienia, czy wręcz umierania, ten może czuć się przez Boga
obdarowany. To konkretne cierpienie jest jak uformowana glina, która potrzebuje
jeszcze wypalenia, aby stać się „porcelaną Bożych Narodzin”. Wypalenie polega na
tym, aby „przytulić” żarem miłości zaistniałe cierpienie... Św. Szczepan
zaprasza nas do tego, abyśmy wpatrywali się w Niebo i błogosławili Boga
za odczuwany ból. Akceptacja bólu w imię miłości Boga owocuje stanem
wewnętrznej radości. Nie jest to już ulotna „urodzinowa wesołość”, ale trwałe
szczęście wypalone z gliny cierpienia i umierania. Co więcej, w nowym świetle
ukazują się osoby, które ewentualnie sprawiają nam cierpienie. Takie osoby, z
Woli Bożej, okazują się być tymi, które pomagają nam umierać, czyli rodzić się
dla Nieba. Z ich pomocą jeszcze pełnej możemy smakować w sercu radości Bożego
Narodzenia. Dawcą tej radości jest sam Duch Święty.
Kto samotnie umiera, w fizycznej samotności lub
pośród innych osób, niechaj błogosławi Boga! To wielki dar, który pozwala
doświadczać wyzwalającej mocy Bożego Narodzenia. Niebo swych bram
uchyla…
26 grudnia 2014 (Mt 10, 17-22)