„Jeśli upadłeś, możesz powstać. Jeśli stoisz,
możesz upaść”. Warto nosić w sercu tę prawdę. Jest źródłem nadziei na lepsze
życie lub przestrogą przed upadkiem. Jest to rdzennie ewangeliczna logika Bożej
mądrości, miłości i wolności. Na początku można się pogubić i zaplątać w
różne nieciekawe historie, sprzeczne z Bożymi przykazaniami. Ale przecież mamy
wolną wolę. Z Bożą pomocą, możemy powstać, otrzepać „grzechowy kurz” i iść
dalej wedle wskazań Dekalogu. Aby ten cel zrealizować, niezbędne jest pokorne
uznanie swej słabości i pragnienie, aby dalej iść razem z Bogiem. Duch Święty i
każdy dobry człowiek wesprze nas w podjęciu tego świetlanego przesłania
Nadziei. Ale prawda o wolności stanowi także wielkie ostrzeżenie. Nawet
najpiękniejsze „Tak” powiedziane Bogu może z czasem przeobrazić się w
tragiczne „Nie”. Najczęściej zewnętrzna forma nadal błyszczy, ale we wnętrzu
zaczynają panować ciemności pychy, która zabija Boga.
Istnieje także inny, nie-ewangeliczny punkt
widzenia. Tym razem świadomie lub podświadomie nadrzędną rolę odgrywa
twierdzenie: „Kto upadł, już nie powstanie. Kto stoi, już nie upadnie”.
Ludzie, którzy poważnie złamali Boże przykazania, zostają na zawsze
przekreśleni. W ustach „sprawiedliwych” posiadacze złej reputacji nie otrzymują
prawa do Nadziei. Nawet jeden upadek bywa po latach wyciągany, aby udowodnić
trwałą „nicość” jakiegoś człowieka. Zarazem osoby przestrzegające Bożych przykazań
ulegają nieraz pysznej iluzji, że są na trwałe osadzone na dobrej drodze.
Dokonanie jakiegoś chwalebnego czynu jest iluzorycznie traktowane jako
„gwarancja świętości” aż do śmierci. Niejednokrotnie fakt złożenia
„wieczystych ślubów zakonnych” lub „ślub małżeński” są postrzegane jako
automatyczna "gwarancja trwałości" ślubowanej miłości. Tak! Bóg
będzie trwale wierny, ale człowiek musi każdego dnia od nowa o tę wierność
walczyć!
Myśl pogańska charakteryzuje się poglądem, że
nie jest możliwa radykalna przemiana w życiu. Istnieje przeznaczenie. Zły duch
posiłkuje się tym myśleniem, aby w ludziach pogubionych zabić nadzieję
„podniesienia się”; z kolei ludzie idący właściwą drogą zostają wprowadzeni w
zgubny stan uśpienia. Przypomina to senną, bezpieczną jazdę autostradą, co przy
braku nieustannej czujności kończy się nieraz zaśnięciem i tragicznym
wypadkiem, nawet śmiertelnym.
Jezus w rozmowie z arcykapłanami przytoczył przypowieść o ojcu, który
poprosił swych dwóch synów o pracę w winnicy (por. Mt 21, 28-32). Pierwszy z
nich odpowiedział pozytywnie, ale potem nie poszedł. Drugi natomiast dał
początkowo odmowną odpowiedź, ale później opamiętał się i podjął pracę. Jezus
wyraźnie wskazał, że tylko ten drugi „spełnił wolę ojca”. To bezcenne
przesłanie. Nie jest najważniejszy początek naszego życia, największe znaczenie
ma to, jak nasze doczesne życie skończymy. To jest definitywnym wyznacznikiem,
na ile wypełniliśmy Wolę Boga Ojca. Od tego ostatecznego stanu zależy, jak
będzie wyglądać nasze życie wieczne.
Dwaj synowie są wcieleniem dwóch różnych podejść do królestwa
Bożego. Z jednej strony ma miejsce zadufanie „bezgrzesznych”, zaś z drugiej
pokora nawróconych grzeszników. Pierwszych Jezus piętnuje, zaś drugich
pochwala, że pod wpływem Słowa Bożego weszli na Bożą drogę. W tym świetle
z mocą wybrzmiewają słowa, które Jezus "bez owijania w
bawełnę" powiedział „sprawiedliwym”: „Celnicy i nierządnice wchodzą przed
wami do królestwa niebieskiego”. Bardzo mocne! Ludzie uważający się za głęboko
wierzących, przypisujący sobie duchową nieskazitelność i wzorcową czystość,
usłyszeli, że są gorsi od kolaborantów i prostytutek; pogardzane wówczas grono,
traktowane jako wcielenie najgorszej nieczystości. Zarazem grzesznicy, którzy
weszli na drogę nawrócenia i wiary, otrzymali duchowe pocieszenie. Choć
wcześniej nie chcieli respektować Bożych przykazań, to jednak potem stali się
przyjaciółmi Boga. Zaczęli żyć wedle Jego Woli. Dzięki temu ostatecznie weszli
na wieki do Bożego królestwa.
16 grudnia 2014 (Mt 21, 28-32)