Pokochać prawdę


„Jaka jest prawda?”. „Co lepiej uznać za prawdę?”. Oto pytania, które pozornie brzmią podobnie. Gdy jednak uważnie przyjrzymy się, łatwo odkryjemy, że chodzi o dwie odmienne drogi życiowe. Jeśli pragniemy spotkać Boga, tylko pierwsza z nich doprowadzi nas do „Bożego szczytu”. Niestety, większą popularnością cieszy się trasa, która wiedzie do „bezbożnej przepaści”. Ale największym dramatem jest to, że nieraz „w imię Boże” można dziarsko zmierzać w stronę urwiska... Aby w tej ziemskiej plątaninie  nie pogubić się, warto rozróżnić dwie postawy życiowe: „interesowny ideolog” i „miłośnik prawdy”.

Dla „interesownego ideologa” punktem wyjścia jest określone przekonanie. Pojęcie obiektywnej prawdy tutaj nie istnieje. Liczy się tylko to, co stanowi zestaw idei uznanych za prawdziwe. Nieraz jest to zwyczajne „widzimisię”, „ja tak uważam i koniec”. Wszelkie tłumaczenia  na nic się zdają. Najczęściej taki „pakiet idei” kompletowany jest jednak ze względu na przewidywane korzyści. Prawdą staje się to, co będzie bardziej korzystne. Nie liczy się „siła prawdy”, ale „prawda siły”. Dla ideologa „zmieszać kogoś z  błotem” lub „namaścić na chodzący ideał”, to jedynie kwestia arbitralnej decyzji.  Jeśli przekonanie brzmi: „zły człowiek”, wtedy wszystko jest interpretowane jako przejaw zła, nawet szlachetne zachowania. Ktoś serdecznie podał szklankę wody, ale o tym zdarzeniu powstanie mrożąca krew w żyłach relacja o „skandalicznej próbie utopienia”, udokumentowana zdjęciem owej szklanki. Gdy przekonanie ma treść: „dobry człowiek”, wówczas wszystko staje się środkiem do gloryfikacji dobroci. Nawet gest agresywnego uderzenia okaże się być symbolem krzyku miłości i wyrazem walki o sprawiedliwość. Ideolog bez problemu potrafi „kanonizować przestępcę” i „potępić świętego”. Niestety, ideologia jest wielką pokusą także dla ludzi uznających się za wierzących w Boga.

Przykładem tego jest w Ewangelii rozmowa arcykapłanów i starszych ludu z Jezusem (por. Mt 21, 23-27). Gdy Jezus zapytał, skąd pochodzi chrzest Janowy, wtedy rozmówcy nie próbowali szukać obiektywnej prawdy. To nie było ich pierwszoplanową troską. Nad prawdę przedłożyli własne bezpieczeństwo i zachowanie autorytetu wobec ludu. Dlatego nie zastanawiali się nad rzeczywistą tożsamością Jana, ale „główkowali”, co będzie najbardziej korzystną odpowiedzią. W ten sposób deklarując wiarę w Boga, jednocześnie zamknęli swe serca na Boga, który przyszedł w Jezusie.  

Spotkanie Boga żywego możliwe jest tylko dla „miłośnika prawdy”. Tym razem prawda stanowi fundament. Dopiero na nim konstruowane są przekonania i pojawiają się ewentualne korzyści. Gdy otrzymuję pytanie, wtedy staram się szczerze znaleźć odpowiedź, która odzwierciedla obiektywne fakty. W rezultacie, odnoszę się pozytywnie do tego, co identyfikuję jako prawdę. Rozpoznane zło podlega negatywnej ocenie; zachowuję należytą ostrożność. Bardzo ważne! Nie trzeba się bać tzw. „trudnych prawd”. Jest faktem, że dostrzeżenie i wyrażenie „niewygodnej rzeczywistości” może być doraźnie upokarzające lub wiązać się z poniesieniem dotkliwych i bolesnych strat. Ale niezwykłość sytuacji polega na tym, że nawet największy grzech, uznany zgodnie z prawdą, staje się miejscem obecności Prawdy Wcielonej. Wtedy powstaje adekwatne przekonanie, że trzeba podjąć proces uzdrowienia. W rezultacie człowiek jest na drodze, która pięknie prowadzi ku „Bożym szczytom”.

„Miłośnik prawdy” nie jest zakładnikiem „jedynie słusznej prawdy” w danym ugrupowaniu. Jest przede wszystkim „kompatybilny z Panem Bogiem”. Posiada także trzeźwe spojrzenie na człowieka. Kto z miłością szuka prawdy, z reguły trafnie zorientuje się, kto jest „świętym”, a kto „przestępcą”. Oczywiście nie chodzi o ocenianie wnętrza, ale o opis obiektywnych faktów. Jako chrześcijanie musimy uważać na pokusę „interesownej ideologii w imię Boże”. Tylko na drodze bezinteresownego ukochania prawdy będziemy mieć za przewodnika Prawdę Wcieloną, Jezusa Chrystusa.       

15 grudnia 2014 (Mt 21, 23-27)