Ludzki czy Boży Krzyż?



Pułapki ludzkiego życia. Jakże są liczne! Gdy wpadamy w ich potrzask, montujemy sobie krzyż, który potem nas przytłacza. Powstaje wiele cierpień, które są konsekwencją bezsensownych słów, decyzji i zachowań. Bóg z miłości nie chce, abyśmy nieśli krzyż wedle naszych „cudnych projektów”. Stwórca ofiarowuje nam „optymalny krzyż”, który jest idealnie dopasowany do naszego życia. 

Wielki Post stwarza okazję, aby porzucić swą „krzyżową robotę”, która niemiłosiernie przygniata. Lepiej przyjąć „własny krzyż”, będący darem Boga. Tym razem, nawet gdy będzie ciężko, zawsze z Bożą łaską damy radę, zachowując pokój i dobroć w sercu. Ewangelia pozwala nam dostrzec fundamentalne błędy naszego myślenia i postępowania, zarazem otrzymujemy „święte podpowiedzi”, jak sensownie postrzegać rzeczywistość.

Najpierw kwestia sukcesu. Świat nasącza mentalnością: „albo wielki sukces, albo wielka porażka”. To generuje groźną dwubiegunowość: euforyczny odlot sukcesu lub beznadziejne zdołowanie porażki. Następuje zatrata umiejętności przegrywania. Porażka staje się przytłaczającym krzyżem. Jezus ukazuje nam zupełnie inny model funkcjonowania: „poprzez porażkę do sukcesu”. Mistrz od początku przygotowuje się do cierpienia i śmierci zgodnie z wolą Ojca, aby dopiero na końcu w pełni smakować chwały zmartwychwstania. Przy takim ewangelicznym podejściu, porażka jest bardzo bolesnym doświadczeniem krzyża od Boga, ale damy sobie radę. Wiemy bowiem, że jest to tylko konieczny etap na drodze do ostatecznego sukcesu, mocą Bożej łaski.

Następnie bez sensu jest walić głową w niechciany mur, który akurat w danej chwili i w danym miejscu pojawia się na drodze naszego życia. Ileż w ten sposób niepotrzebnie rozbitych głów. O wiele lepiej jest „zaprzeć się samego siebie” i powiedzieć w pierwszym odruchu: „zgadzam się na istnienie tego muru”. Jest to rezygnacja z własnej wizji idealnego stanu i podjęcie tego, co jest wolą lub dopustem Bożym. Dzięki temu mamy głowę całą oraz możemy spokojnie i trzeźwo myśleć, co dalej z tym murem zrobić: wycofać się, cierpliwie zaczekać, a może znaleźć inną drogę? Jest to racjonalny i duchowy ogląd napotkanej struktury. Zgoda na aktualną rzeczywistość jest najlepszym sposobem, aby "przedostać się" do lepszej przyszłości.

Kolejnym samobiczowaniem jest nadmierna praca, aby jak najlepiej w życiu się urządzić. Człowiek ciężko pracuje, aby mieć wygodne życie, ale potem nie ma czasu, aby z wypracowanych wygód korzystać… no bo musi pracować… Niektórzy biorą duże kredyty i kupują bardzo drogie mieszkania. Potem codziennie stresują się, aby mieć odpowiednią pracę, która pozwoli spłacać pokaźne raty. Ależ to krzyż! Nieraz nawet najbardziej luksusowe mieszkanie zamiast dawać radość, powoduje na skutek „stresu kredytowego” poważne choroby... Rodzi się lęk: czy starczy także na kosztowne leczenie i terapię psychologiczną?...  Nie jest to krzyż od Boga, który proponuje zawsze wybory wedle zasady ewangelicznego ubóstwa, co pozwala w skromności zachować zdrowie fizyczne i psychiczne; bez poniesienia szkody duchowej i bez zatraty siebie dla dóbr tego świata. 

Wreszcie najtragiczniejszym krzyżem własnej roboty jest życie tak, jak byśmy mieli nie umrzeć. Kto dla doczesnego zysku depcze prawdy zapisane w Ewangelii, ten pewnego dnia wszystko straci. To może być „ścięcie” jeszcze za życia, co w sumie jest lepsze, bo pozostaje szansa na opamiętanie się. Na pewno będzie to dzień śmierci: co wtedy po największych bogactwach? Nicość! Z kolei kto chce być wierny Ewangelii, ten nieuchronnie „skazany” jest na rożne formy doczesnej rezygnacji i utraty. Ale ten krzyż jest największą mądrością.  Jezus wyjaśnia: „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (por. Łk 9, 22-25). Tak! Nawet najmniejsze perełki czystej dobroci w sercu, motywowane miłością do Jezusa, pozostaną  na zawsze…  w Wieczności niebiańsko rozpromienione Światłością Chrystusa!  

19 lutego 2015 (Łk 9, 22-25)