Siedział nad rzeką. Poziom wody bardzo spadł.
Kilkaset metrów dalej wznosiło się potężne skaliste urwisko. W oddali
rozpościerały się wysokie wzgórza, porośnięte lasami. Układ drzew sprawiał
wrażenie przeplatających się ścian, w przeróżnych odcieniach zieleni. W jego
głowie kotłowały się myśli pełne złości i żalu: „Dlaczego nie jestem kochany?”.
To pytanie było jak prześladowca, codziennie namiętnie torturujący. Wszyscy
dokoła wciąż mówią: „Nienawidzę cię”.
Doprowadzony do granic wytrzymałości, wykrzyczał
do całego świata: „Nienawidzę cię!”. Gdzieś na dnie serca miał jeszcze
kawalątek nadziei, że może tym razem usłyszy dobre słowo. Po rozpaczliwym
„Nienawidzę cię”, wyrzuconym jak lawa przez wulkan, zapadła cisza, pełna
elektryzującego napięcia. Ale po chwili okrutna rzeczywistość znów nienawistnie
ugodziła. Zewsząd zaczęły docierać złowrogie głosy, przypominające demoniczne
echo. Skaliste zbocza, zielone ściany lasów, wysokie pasma wzgórz, jakby w
jakiejś nienawistnej zmowie, zgodnym echo-chórem wykrzyczały: „Nienawidzę cię,
nienawidzę cię, nienawidzę cię…”. Nawet malutkie światełka w oddali
prześmiewczo zamigotały „alfabetem morsa”: „Nienawidzę cię”…
Dlaczego świat jest taki zły?! Wszedł do
wyschniętej części koryta rzeki i zaczął z bólu płakać nad wodą, która
przed chwilą też wypluskała swe „Nienawidzę cię”. Gdzieś w oddali dało się
słyszeć stukot pociągu, w którym zapewne jechali szczęśliwi ludzie, zdążający
do szczęśliwych miejsc… Wtem zaszeleściły liście. Odwrócił głowę. Ktoś właśnie
zsiadał z roweru… Chyba anioł, bo choć kompletnie nieznany, pomimo wieczornego
zmierzchu, w niczym nie budził niepokoju. Podszedł i położył rękę na ramieniu.
Cichym głosem, budzącym od razu zaufanie, rzekł: „Widzę, że jesteś dobrym
człowiekiem”. Słowa jakby cyniczne w treści, ale ton głosu jednoznacznie świadczył
o szczerości i czymś takim, co w piosenkach nazywają miłość. Jakaś groteska.
Płakał z nienawiści, a ów nieznajomy dostrzegł w tym miłość?… Anioł
kontynuował: „Wzruszyłeś mnie. Nawet rzece współczujesz. Biedna rzeczka, ma tak
mało wody i postanowiłeś ją wspomóc swymi łzami. Widzę, że to dla niej bardzo
ważne. Każdą twą łzę przyjęła w siebie i poniesie do morza. Ale nie martw się.
Jutro będzie padać. Mój Wszechmocny Pan przyślę tu chmurę, z której będzie
obfity deszcz; w pełni wystarczy, aby rzeka znów miała swój wysoki poziom”.
Spojrzeli razem na tęskniące kamyki… „Wiesz? Mam dla ciebie list od Pana
Wszechświata. Otwórz, jak odjadę” (por. Mk 7, 24-30). Po
chwili anioł wsiadł na rower i zniknął pośród drzew…
Drżącymi rękami zaczął otwierać kopertę. Był przygotowany,
że przeczyta: „Nienawidzę cię”. Ale dotyk anioła dał dziwne ciepło nadziei.
Wtem… Jakiś inny układ liter… Przetarł oczy. Poczuł gorąco na całym ciele.
Przełknął ślinę i odczytał powoli: „Kocham Cię”… Uniósł głowę. Co się dzieje?
Woda sycząca przed chwilą „Nienawidzę cię”, teraz czułym pluskiem wyszeptała:
„Kocham Cię”. Aby dobrze usłyszeć przeczytane słowo, krzyknął: „Kocham Cię”.
Majestatyczne skały przyjaźnie odpowiedziały: „Kocham Cię”. Teraz najgłośniej,
jak tylko potrafił, z głębi serca i pełną piersią, wykrzyknął: „Kocham Cię”. Po
chwili cały świat odpowiedział wielokrotnym echem: „Kocham Cię, Kocham Cię,
Kocham Cię”… Nawet nienawistne dotąd gwiazdy, otuliły go swą anielską harmonią
sfer. Każda serdecznie zamrugała: „Kocham Cię”, jak nigdy dotąd… Całą noc
wołał... Tak! Dokonał się mistyczny cud przemiany. Nienawiść zniknęła. Teraz
cały Wszechświat zaczął mówić: Kocham Cię, Kocham Cię, Kocham Cię…
Poprzedniego dnia wieczorem z wrażenia nie
spojrzał na drugą stronę anielskiej korespondencji. Teraz nad ranem, przy
pierwszych kroplach deszczu, przeczytał na odwrocie: „To, co słyszysz, jest
echem Twego serca”. Na kartkę spadły kropla deszczu i łza… Czytał dalej: „Na
Sądzie Ostatecznym usłyszysz bezkresne echo tego, co mówiłeś swym sercem na ziemi…
Piekielnie złowrogie echo „Nienawidzę Cię”... Albo otulające Cię niebiańską
miłością echo: „Kocham Cię”. Od Ciebie zależy, co usłyszysz… teraz i na
wieki”…
12 lutego 2015 (Mk 7, 24-30)