Belka i drzazga


Jakże to niefrasobliwe… A cóż takiego? Opowiadanie z lubością o wadach i słabościach innych. Tak! To bardzo smutne, gdy doświadczane lęki, niepewność, kompleksy i brak wglądu w siebie są maskowane przez osądzanie i wytykanie palcem. Budowanie swego „porządnego obrazu” poprzez akcentowanie czyichś nieporządków nie jest dalekowzrocznym rozwiązaniem. Jest to bowiem chroniczne zatruwanie swego organizmu, które przypomina „leczenie problemów” poprzez zapijanie alkoholem lub branie narkotyków. Każda dawka osądów, dająca powierzchowną i pozorną ulgę, powoduje, że w głębi serce coraz bardziej się kurczy i obojętnieje na żywą obecność Boga.

Istnieje intrygująca zależność, którą można opisać prawem „belki i drzazgi”. Otóż, kto dostrzega w oku drugiego belkę, ten we własnym widzi co najwyżej drzazgę. Kto pokornie uznaje istnienie belki w swym oku, ten u drugiego zauważa zaledwie drzazgę. Belka symbolizuje wielki brak miłości i mądrości: cały zestaw wad oraz złych słów i czynów. Drzazga oznacza drobne słabości, które stanowią tylko małą rysę na zasadniczo dobrym  obrazie życia. Ewentualnie, występuje obiektywnie wiele zła, konkretnie nazwanego, ale grzesznik postrzegany jest w perspektywie miłosierdzia, współczucia i zrozumienia.  

Kto uważa się za porządnego człowieka i gorszy się grzesznikami, ten tkwi w potężnej iluzji. Jezus wyraźnie przestrzega: „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?” (por. Mt 7, 1-5). Obiektywna prawda może być dokładnie odwrotna. Drugi ma tylko drzazgę w swym oku, a to właśnie u mnie jest belka braku miłości i zawężonego myślenia. Osądzamy przez pryzmat własnego życia. Dlatego, kto ma w oku belkę, patrząc na drugiego widzi go wraz z belką. Myśli, że to jego belka, a to tak naprawdę własna belka, widziana w nim. Sytuacja ulega dalszej degradacji przy chęci jej usunięcia. Niestety, takie zapędy pozornie cnotliwe, tak naprawdę są bezowocną obłudą. Nie ma tu bowiem ostrości spojrzenia miłującego oka, ale jest „pijane zamazanie”. Dlatego poprawiany człowiek spontanicznie się buntuje. Głównym powodem nie jest chęć trwania w złu, ale opór wobec bycia traktowanym „z góry” i „bez kompetencji”. I słusznie. Gdy „ślepy chirurg” z belką w oku chce operować, to lepiej „postawić się” i przed nim uciec, bo taka operacja skończy się tragicznie. Niestety, wielu „porządnych chirurgów”, przekonanych o swej doskonałości,  zamiast zastanowić się wtedy nad sobą, pomstuje na „chorego pacjenta”, wciąż nie widząc swej totalnej niekompetencji w operowaniu skalpelem…  

Taka sytuacja, to poważny sygnał alarmowy, aby  wziąć się za siebie. Przede wszystkim to, co moim zdaniem jest niewłaściwe, może być wolą Bożą w życiu drugiego człowieka; pomijając oczywiście przypadki, gdy ewidentnie Dekalog jest łamany. Następnie to, co otrzymujemy, jest konsekwencją tego, co sami wcześniej dajemy. Wiele zła jest skutkiem uprzedniego prowokowania. Zmniejszenie złych zachowań u siebie zaowocuje pozytywną reakcją zwrotną. Wreszcie, siebie możemy najlepiej dostrzec w lustrze. Dlatego warto traktować innych jako błogosławione lustra. Wówczas widząc drażniącą wadę u kogoś, interpretujemy ją jako obraz własnej słabości, takiej samej lub podobnej. Taka metoda chroni przed krzywdzącym osądzaniem i pomaga w pracy duchowej nad sobą. Co więcej, w miejsce osądu pojawia się wdzięczna myśl „Dzięki Tobie ujrzałem prawdę o sobie”.

W sensie pozytywnym, gdy u konkretnych osób widzimy jedynie drzazgi, to powód do radości. To piękny znak, że w naszym oku jest tylko drzazga. Dlatego mamy „spojrzenie miłości”, także wobec ludzi, którzy popełnili wielkie grzechy. Zarazem w sercu czujemy, że jest w nas belka. Dlatego pokornie koncentrujemy się na poprawianiu siebie, a nie na eksponowaniu i usuwaniu wad u innych. Świadomość swej nędzy jeszcze bardziej intensyfikuje postawę miłosiernej wyrozumiałości.  

22 czerwca  2015 (Mt 7, 1-5)