Powołanie i ciało


Powołanie człowieka… To nie jest tylko kwestia abstrakcyjnych poszukiwań. Chodzi o odkrycie wewnętrznej prawdy, która jest obecna głęboko w przestrzeni ciała. Współcześnie ciało wyszło z mroków ukrycia. Tematyka dotycząca cielesności przestała być tematem tabu. I bardzo dobrze! Wielka jednak szkoda, że kultura materialistyczna zatrzymuje się jedynie na powierzchni.

W licznych przekazach można odnieść wrażenie, że ciało utożsamia się jedynie z wyglądem skóry i określonym kształtem fizycznej sylwetki. Jest to poważne rozminięcie się z prawdą. Ciało nie jest rodzajem choinkowej bombki, która na powierzchni jest lśniąca, a wewnątrz jest pusta. Ludzkie ciało jest egzystencjalną przestrzenią. Można wręcz powiedzieć, że ciało jest świątynią, w której Duch Święty zamieszkuje, wypełniając swą Boską obecnością. Co z tego wynika?

Bardzo ważne przesłanie. Warto uważnie wsłuchiwać się w głos, który wydobywa się z głębokich pokładów cielesności. Stamtąd dochodzi delikatny głos Boga, który przywołuje nasze konkretne imię. Imię jest swoistym wcieleniem i uwyraźnieniem naszej tożsamości.  Bóg objawia prawdę o naszym powołaniu w głębi serca, które jest przedziwnym splotem tego, co duchowe i cielesne. Nie można szukać swej życiowej drogi jedynie w jakiejś abstrakcyjnej przestrzeni duchowej, w oderwaniu od materialnych uwarunkowań.  

Każdy człowiek, mając niepowtarzalne imię, posiada też niepowtarzalne powołanie. Bóg powołuje „po imieniu”. Do momentu, kiedy nie rozpoznamy tego wołania, nie zaznamy pokoju serca. Nie będziemy mieli poczucia „bycia w swojej skórze”. Niezbędne jest uważne wsłuchiwanie się i pełne ufności wołanie na modlitwie: „Mów Panie, bo sługa Twój słucha”. Oto droga do stanu kojącej harmonii, która ogarnia całe ciało i duszę.

Zarazem wsłuchiwanie się jest procesem. Trzeba wciąż od nowa nadstawiać ucha, aby w swoim ciele usłyszeć Boży głos powołania. Raz bowiem wybrawszy, wciąż od nowa muszę wybierać. Powołanie wymaga nieustannego doprecyzowania. Wciąż od nowa pojawiają się życiowe rozwidlenia i trzeba na bieżąco rozpoznawać, jaką dalszą drogę obrać. Jak realizować to, co już ma pewien ukształtowany obraz. Nie na tym jednak koniec.

Nawet najdoskonalsza wiedza niewiele znaczy dla życia. To dopiero materiał wstępny do podjęcia konkretnych decyzji i następnie praktycznych zaangażowań. Ciało nie jest pustą, bezwładną powierzchnią lub przestrzenią. Bóg zaprasza, aby poprzez cielesne uwarunkowania podjąć dalsze zaangażowanie. Niezbędna jest aktywność woli i wcielenie decyzji poprzez czyn. Wiedza może być wielką pułapką. Człowiek tak może zaabsorbować się jej zdobywaniem, że wciąż będzie  pozostawał jedynie na poziomie abstrakcyjnej teorii, która nie przekłada się na praktyczną realizację. Nieraz jest to swoiste: „Chcę, ale boję się”.  Teoria może być słuszna i piękna. Ale  teoria nie jest jeszcze rzeczywistą realizacją otrzymanego powołania. Odczytanie powołania domaga się konkretnego czynu. Chodzi o praktyczne działanie wedle rozpoznanego głosu sumienia. Rodzi się wówczas konkretne doświadczenie Bożej obecności poprzez ufnie podjęte zaangażowanie. Zaczynam odczuwać głęboko w sobie to, kim jest Jezus Chrystus.

Takie doświadczenie jest możliwe tylko wtedy, gdy człowiek idzie drogą otrzymanego powołania. Gdy człowiek jest na innej drodze, Bóg zawsze będzie pozostawał w pewien sposób ukryty, jakby nieco nierealny. Człowiek nie jest tam, gdzie jest Bóg.  A Boga możemy najpełniej spotkać tam, gdzie przebiega droga naszego powołania. Ciało staje się wówczas miejscem, z którego promieniuje Duch Święty. To promieniowanie będzie tym mocniejsze, im bardziej będziemy swym życiem odzwierciedlać Wolę Bożą. Ciało przestaje wtedy być zbanalizowaną powierzchnią, lecz zaczyna przypominać żywy strumień miłości i mądrości. Jeśli będziemy wierni Bożemu powołaniu, nasze istnienie będzie nawadniać coraz większe połacie pustynnych przestrzeni w świecie. Jeśli będziemy wierni głosowi Ducha Świętego w ciele, będziemy jak iskra, która rozpala cały świat. Święci Apostołowie, Piotrze i Pawle, patronowie dzisiejszego dnia, módlcie się za nami...

29 czerwca 2015 (Mt 16, 13-19)