Boży pokój i zło

           
           Medytując o walce dobra ze złem i o Bożym pokoju, przypomniało mi się zdarzenie sprzed wielu lat. Choć w rzekach już wiele wody upłynęło, to jednak duchowe przesłanie na trwałe pozostało w pamięci…

Rzecz działa się przy pewnym malutkim kościółku, gdzie umieszczony jest skromny obraz św. Małgorzaty Antiocheńskiej. Prosty wizerunek, ale przedstawia niezwykle ważną duchową prawdę. Otóż św. Małgorzata wpatruje się modlitewnie w niebo. Trzyma w ręku krzyż z długą pionową belką, którą trafia w środek paszczy smoka wijącego się u jej stóp. Święta zdecydowanie zwycięża moce zła. Smok symbolizuje potęgę szatana, który usiłuje zniszczyć człowieka. Przesłanie obrazu jest takie, że droga do zwycięstwa nie prowadzi poprzez samodzielne stanięcie do walki, „twarzą w twarz” wobec zła. Trzeba zwrócić się z całą ufnością ku Chrystusowi. Dlatego św. Małgorzata ma oczy skierowane ku górze, mówiąc niejako: „Szukaj tego, co w górze. Wpatruj się w Chrystusa”. Jednocześnie św. Małgorzata trzyma krzyż, poprzez który spływa Boża moc unicestwiająca śmiertelne pokusy i działanie szatana. Czemu opisuję ten obraz?

           Otóż częsta kontemplacja tego wizerunku okazała się bardzo pomocna w konkretnej sytuacji,  nieopodal kościółka. Pewna kobieta, nie znajdując miejsca na zaparkowanie, pojawiła się pełna złości. Dodatkowo ktoś skierował do niej kilka słów krytyki odnośnie jej agresywnego zachowania. To wszystko wyzwoliło u niej silną agresję, naszpikowaną oskarżeniami odnośnie całego świata. To był wielki ładunek emocjonalnej i wolitywnej złości. Akurat pojawiłem się na drodze tej osoby…

Zostałem „ubogacony” słowotokiem. Spokojnie słuchałem i w trakcie zacząłem doświadczać w sercu coraz większego pokoju. Precyzując, na zewnątrz słuchałem, ale we wnętrzu spoglądałem na Jezusa. Wizerunek św. Małgorzaty był dla mnie przewodnikiem w tej sytuacji. Nie wszedłem w bezpośrednią słowną konfrontację. To byłaby żałosna porażka i efekty byłyby z pewnością opłakane.  Jedynie wypowiedziałem kilka słów uspokojenia, ale zasadniczo kontemplowałem w sercu Jezusa. Dokonał się cud Bożego działania. W obrębie niewielkiej materialnej przestrzeni ujawniły się dwa zupełnie odmienne światy duchowego reagowania. Agresywna osoba przepełniona była nienawiścią i recytowała długą „litanię oskarżeń” świata całego. Pomimo tego w sercu czułem pokój i spokojną wyrozumiałość. To nie był stoicki pokój „własnej produkcji”, ale dar pokoju otrzymany od Boga na ten czas. Ja, nędzny grzesznik, tylko spoglądałem na oblicze Jezusa, trzymając w ręku duchowy krzyż. Poprzez ten krzyż mogła spłynąć na mnie Boża łaska. Smok zła został trafiony w sam środek wściekłej paszczy. Jego działanie zostało sowicie unieszkodliwione. Co więcej, w końcu na twarzy owej osoby pojawił się zwiastun uśmiechu; wprawdzie przeniknięty pewną dozą ironii, ale i tak to był niebagatelny postęp wobec początkowej burzy wściekłości.

            Po tym „spotkaniu” zatrzymałem się jeszcze w kościółku na modlitwę, kontemplując obraz św. Małgorzaty Antiocheńskiej. Ogarnął mnie jeszcze większy Boży pokój. Normalnie po takim ataku złości byłbym przynajmniej wytrącony ze stanu relatywnej równowagi. A tu zupełnie co innego. Nie odczuwałem do tej osoby żadnych złych uczuć. Wręcz przeciwnie. Takie szczere współczucie. Biedny człowiek. Wszak agresywne reakcje są zewnętrznym znakiem, że ktoś nie może dać sobie rady sam ze sobą. Pomodliłem się o pokój serca dla tej osoby.

            Tak! To fundamentalna sprawa. Sam nie mogę spoglądać w paszczę zła. Sam przegram i drugiemu nie pomogę. Mogłem doświadczyć, jak poprzez krzyż modlitwy spływają zdroje łask. Zło zostaje zwyciężone Bożą mocą. Panie Jezu dziękuję Ci za zwycięski pokój, jaki daje Twoja błogosławiona obecność. Niech Twój święty pokój wypełnia serca wszystkich ludzi. Święty Boży pokój…  

28 lipca 2015 (Mt 13, 36-43)