Zasada roztropnego zaufania… To cenna życiowa
mądrość. Dobrze obrazuje to zwykłe poruszanie się pojazdem po drodze. Z faktu,
że mam zielone światło, nie wynika totalne bezpieczeństwo po wjechaniu na
skrzyżowanie. Niestety, ktoś pomimo czerwonego światła też może się pojawić. Co
z tego, że poruszam się zgodnie z prawem, kiedy na skutek czyjegoś błędu i
własnej nieuwagi padnę ofiarą kolizji bądź nawet bardzo poważnego wypadku?
Dlatego nieustanna czujność i roztropne zaufanie
ma swój głęboki sens. Dzięki temu wiele zła można uniknąć i zarazem wiele dobra
może zaistnieć. Jest to zdrowa postawa, która bierze pod uwagę ograniczoność
człowieka. Człowiek nie jest doskonałym absolutem, który zawsze i
wszędzie działa w sposób idealny. Oczywiście istotne znaczenie ma głębia
relacji i poziom wzajemnego poznania. Im mniej kogoś znamy, tym bardziej trzeba
być uważnym. Zwłaszcza gdy chodzi o bardzo poważne sprawy nie jest rzeczą
roztropną w pełni zaufać, nie mając ku temu odpowiednich przesłanek.
„Tajemniczy nieznajomy” może być wspaniałym Bożym posłańcem, ale może być
także okrutnym narzędziem w ręku szatana. Ileż sytuacji, że spokojny bieg
rzeczy zostaje zakłócony przez pojawienie się osoby, która pomimo początkowych
„opatrznościowych pozorów” okazuje się być źródłem poważnych kłopotów i burzy
prawidłowo rozwijający się Boży plan. Jedno niepotrzebne zwierzenie się
niewłaściwej osobie skutkuje nieraz bardzo poważnymi komplikacjami.
Nieroztropnością jest wstępowanie w związek małżeński z człowiekiem,
który nie wykazał się ofiarną miłością w różnych sytuacjach życiowych. Z kolei
wielkim darem jest przyjaciel, który po wielokroć dał świadectwo swej
wiarygodności i posłuszeństwa, całkowitej dyskrecji i gotowości do ofiary ze
swego życia.
Ograniczone zaufanie ma dwa istotne powody.
Najpierw jest to ludzka ograniczoność. W czasie jazdy samochodem ktoś może na
chwilę zasłabnąć i wjechać na skrzyżowanie przy czerwonym świetle. O wiele
poważniejszy jest drugi motyw, który związany jest ze złą wolą. Tym razem
niewłaściwe zachowanie jest świadomie planowanym złem. Boleśnie odczuli to na
swej skórze ludzie, którzy podpisali umowy, zawierające w sobie „piekielny
haczyk”. Pewien właściciel firmy przyjął zlecenie na wykonanie usługi.
Nie zwrócił uwagi na „drobny dopisek” o horrendalnie wysokiej karze za
przekroczenie terminu. Co więcej był przez klienta uspokajany, żeby pracował
dokładnie, bez pośpiechu. To była zasadzka. Gdy wyśrubowany termin minął,
otrzymał bezwzględne wezwanie do zapłacenia wielkiego odszkodowania oraz
groźbę procesu sądowego. „Miła twarz” podstępnego klienta zamieniła się w
bezwzględne „oblicze kata”.
Dotykamy dwuznacznej roli prawa. Sprawdzony
przyjaciel, któremu możemy w wysokim stopniu zaufać, będzie posługiwał się
prawem, aby nam pomóc. Wróg, który nie zasługuje na zaufanie, będzie
wykorzystywał prawo do tego, aby nas oszukać i zniszczyć. W tym przypadku prawo
jest tylko „sprawiedliwą przykrywką” do prowadzenia „niesprawiedliwej gry”.
Uczciwe osoby muszą bardzo uważać, gdyż oszuści są w stanie największe
dobro przedstawić jako zło i ewentualnie wygrać sprawę w sądzie.
Jezus nie miał łatwego życia z
faryzeuszami i uczonymi w Prawie. Niestety nie mógł im ufać, gdyż co rusz
zastawiali jakieś pułapki. W jednym ze zdań w Ewangelii czytamy: „Gdy Jezus
przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek,
oni Go śledzili” (por. Łk 14, 1-6). Dla Jezusa szabat był „świętym prawem”,
którego celem było uwielbienie Boga i zachęta do tego, aby czynić ludziom
dobro. Dlatego jako przyjaciel człowieka chętnie w tym świątecznym dniu
uzdrawiał. Dla faryzeuszy szabat był prawem, które stanowiło „pobożną
podkładkę”, aby ludzi oskarżać. W przypadku Jezusa, pod pozorem troski o prawo,
w ich sercach ukryte były głębokie pokłady zazdrości i chęć zniszczenia
niewygodnego proroka.
Jezusowi możemy zaufać absolutnie... Im bardziej
człowiek jest zjednoczony z Jezusem, tym bardziej godzien jest zaufania…
30 października 2015 (Łk 14, 1-6)