Wielce zastanawiający paradoks pijaństwa,
obżarstwa i nadmiaru trosk doczesnych… Pijany traci równowagę i nie może
dać sobie rady z ciężarem swego ciała. A przecież najczęściej pił po to, aby
poczuć się lżej; aby mieć poczucie siły i pewności siebie. Człowiek spożywający
za dużo jedzenia ma potem złe samopoczucie, czyli efekt końcowy jest dokładnie
odwrotny od początkowej chęci doświadczenia przyjemności. Podobnie z kwestią
przeżywania trosk. Celem zatroskania jest usunięcie jakiegoś problemu i
przyjście z pomocą osobie potrzebującej. Gdy jednak ilość trosk przekroczy stan
krytyczny, wtedy spowodują one jeszcze więcej kłopotów. Osoba nadmiernie
„zatroskana” zamiast ułatwić komuś życie, spowoduje dodatkowe utrudnienia i
sama zacznie potrzebować pomocy.
W tym wszystkim największy problem polega
jednak na tym, że serce staje się ociężałe i przestaje prawidłowo „kontaktować”
z otoczeniem. Człowiek traci prawidłowy obraz całej rzeczywistości,
koncentrując się jedynie na określonym „napoju”, „pokarmie” lub trosce.
Otępienie osłabia poziom reagowania na zewnętrzne bodźce. Poważne
niebezpieczeństwa nie są dostrzegane, ewentualnie traktowane są jako błahostka,
którą nie warto się przejmować. Przy nadmiarze trosk skutek jest podobny.
Przeciążony organizm zaczyna się „wyłączać”, podobnie jak „przegrzane”
urządzenie elektryczne, w którym spala się bezpiecznik przy zbyt wysokim
natężeniu prądu. Efektem tych procesów jest w ostatecznej odsłonie
zamykanie się na nadprzyrodzone oddziaływanie Ducha Świętego i podatność na
pokusy złego ducha. Rdzeniem duchowej tragedii nie jest kwestia fizycznego
samopoczucia, ale zbawienie wieczne. Gdy człowiek żyje, aby jeść i pić, wtedy
tak jest skoncentrowany na jedzeniu i piciu, że zupełnie traci z pola widzenia
Boga, lub przynajmniej nie ma już sił, aby ku Niemu skierować swe serce.
Dlatego Jezus z miłością przestrzega: „Uważajcie
na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i
trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka jak potrzask”
(Łk 21, 34-36) . Nie jest to represyjne wzbudzanie strachu, ale płynące z
miłości ostrzeżenie. Specyfiką dobrego ostrzeżenia jest przekazanie
dwuczłonowego komunikatu. Najpierw jest to uwrażliwienie na grożące
niebezpieczeństwa. Często człowiek zapędza się w niewłaściwą stronę na zasadzie
nieświadomego spadania i odreagowania tam, gdzie doraźnie nie ma oporu. W swej
strukturze jesteśmy „pustymi naczyniami”, które pragną być wypełnione.
Najprostszym sposobem usuwania pustki jest zapełnianie jej przez materię w
postaci jedzenia lub picia. Ten mechanizm ulega intensyfikacji w sytuacjach
stresowych. Stąd bierze się mechanizm tzw. „zajadania problemów”. Ale to daje
tylko doraźne odetchnięcie. Potem rozbudzone pożądanie jeszcze bardziej męczy i
wyzwala inne pożądania.
Jezusowe: „Uważaj na siebie” to zbawienny
przekaz: „Weź się w garść” i wejdź na dobrą drogę. W tym miejscu ujawnia się
druga część ostrzeżenia, które w sensie pozytywnym pokazuje, co robić.
Otrzymujemy konkretny drogowskaz: „Czuwajcie więc i módlcie się w każdym
czasie”. Wedle zamysłu Stwórcy, nasze „puste naczynie” ma być wypełniane
Bogiem. Gdy nasycamy się Nim, wtedy automatycznie zmniejsza się konieczność
padania przed bożkiem jedzenia lub picia. Podobnie z troskami. Choć tym razem
sytuacja jest bardziej subtelna, ale w sumie chodzi o to samo. Także troski
mogą być traktowane jako „wypełniacz” pustki, choć pozornie będą sprawiać
wrażenie znaków troskliwej miłości. Kto chce troszczyć się o innych, ale
żyje bez Boga, przypomina trochę człowieka, który rzuca się na ratunek
tonącemu, choć nie umie pływać…
Dlatego tak ważna jest postawa modlitewnej
czujności. Poprzez modlitwę podłączamy się do Boga i Duch Święty może wypełniać
nas łaskami. Dzięki temu nasza dusza jest coraz bardziej zamieszkiwana przez
Jezusa i w każdej chwili jesteśmy gotowi na spotkanie z Nim „twarzą w Twarz”.
Zarazem wszelkie dobra doczesne przestają być „zniewalającymi celami”, stając
się „służebnymi środkami”.
Uważajmy, czuwajmy i módlmy
się…
28 listopada 2015 (Łk 21, 34-36)