"Malutkie" modlitwy


Codzienne „malutkie modlitwy”, ale tak bardzo z głębi serca… Ufne westchnienia, które wyrażają pokorne zawierzenie Bogu swego życia. Akty strzeliste do Wszechmocnego, niczym błyskawica przez moment rozświetlające przeżywane  „ciemności niemocy”. Krótkie chwile zatrzymania pośród chaosu i zapędzenia, aby tak szczerze powiedzieć Jezusowi: „Kocham Cię”. Milczące spojrzenia na Boskie Oblicze, gdy inni wypowiadają modlitwy nasycone bogactwem formy. Skromne, ale super-szczere „słówka” do Pana w intencjach, w których proszono nas o modlitewne wsparcie.  To wszystko ma wielki sens i ogromną wartość, gdyż wyraża „ofiarny styl”, do którego  zaprasza nas sam Jezus Chrystus. Co jest specyfiką takiego sposobu życia i modlitwy?

Najpierw warto uświadomić sobie, że współczesny problem polega na tym, że dominuje mentalność materialistyczna. Liczy się materialna wielkość, poczucie „ja mam” lub „ja nie mam” i kalkulacja na zasadzie „coś za coś”. Przy stylu życia, który jest ofiarą, nie jest najważniejsze bogactwo zewnętrznej formy, ale duchowy stan, który charakteryzuje wnętrze. Gdy w sercu jest szczera życzliwość, współczująca troska i serdeczna miłość, wtedy każdy zewnętrzny gest zostaje nasycony tym wewnętrznym bogactwem. W centrum znajduje się drugi człowiek, któremu składam „ofiarę serca i z serca”, a nie moje „interesowne ja”.  Jest to czyste i solidarne podzielenie się, któremu towarzyszy myśl: „Ależ mam szczęście, że mogłem wspomóc i mój skromny dar został przyjęty”. Nie liczy się „światowa wielkość” wyświadczonej przysługi, ale „wielkość dobroci” w sercu. Pozornie malutki gest nabiera ogromnej wartości poprzez intencję, z którą jest wyświadczany. Styl życia, który jest ofiarą, charakteryzuje się prostotą pokornego dawania siebie i z siebie, z rdzenia swego istnienia. Nie jest to jedynie zbyteczny naddatek, lecz wypływający z głębi serca niedobór. „Niedobór” nie oznacza tu „skąpe wysupływanie”, lecz dzielenie się z pokorną myślą, że to, czego udzielam, jest czymś niezmiernie malutkim. Ale dzielę się, gdyż poprzez zewnętrzny gest pragnę wyrazić solidarną współobecność serca. Tak naprawdę nie chodzi o to, „co daję”, ale „jak daję”.

Już na poziomie czysto ludzkim może dokonywać się wiele dobra.  Ale to jeszcze nie wszystko. Istotne znaczenie ma to, aby w „centrum centrum” naszej duszy był Bóg. Tylko wtedy relacje międzyludzkie mogą być nacechowane „czystą ofiarą” w wymiarze słów i działań. Pełnia ofiary może zaistnieć jedynie wtedy, gdy człowiek najpierw całkowicie zawierza się Bogu, dogłębnie przekonany, że sam z siebie jest nikim i nic nie jest w stanie uczynić. Taką postawę  prezentuje uboga ewangeliczna wdowa, która wrzuciła do świątynnej skarbony jedynie dwa grosiki. Jezus, widząc ten gest, uznał, że „ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni”. Niezwykle ważna jest argumentacja tego stwierdzenia. Istotą nie jest tu „materialna niewielkość”. Chodzi o duchowy stan ludzkiego wnętrza, który uwyraźnił się w tym zewnętrznym geście: „Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie” (por. Łk 21, 1-4).  

W świetle Jezusowych słów każde „dwa wdowie grosiki” mają wielką wartość. Szczególnego znaczenia nabierają „malutkie modlitwy”, które kierowane są do Boga na zasadzie: „Teraz tylko Ty jesteś Nadzieją! Ufam Ci!”. To nie jest modlitwa „bogatego, który wszystko może”, ale „ubogiego, który nic nie może”; w czyjejś lub we własnej  sprawie. Zarazem nie jest to „duchowe odrealnienie”. Owocem takiej modlitwy są także zachowania, słowa i czyny, najbardziej adekwatne do danej sytuacji.

Jezu, ufam Tobie!... 

23 listopada 2015 (Łk 21, 1-4)