Wzrost czy upadek?


Życie to nie bajka… Lepiej nie żyć w naiwnym przekonaniu, że wszystko na pewno „jakoś” zakończy się happy endem… Przed każdym ludzkim istnieniem rysuje się realna perspektywa pięknego rozwoju lub przerażającego rozpadu. Człowiek  w miarę upływu lat wznosi się coraz wyżej „ku duchowym szczytom” lub coraz bardziej stacza się „na moralne dno”. Poziom punktu startowego wcale nie jest najważniejszy. Istotne znaczenie ma kierunek, w jakim przebiega proces ludzkiego życia; następujące po  sobie wybory i decyzje. Egzystencjalny koloryt kolejnych dni najpełniej zależy od tego, czy rozpoznajemy „czas naszego nawiedzenia”. A cóż to takiego?

Określenie to dotyczy relacji pomiędzy naszym życiem i Bogiem, który przychodzi w Jezusie Chrystusie.  Sprawa jest ekstremalnie poważna. Cały problem świetnie ukazuje postawa i słowa Jezusa, który zbliżając się do Jerozolimy, aby definitywnie wypełnić Boży plan, „na widok miasta zapłakał nad nim” (por. Łk 19, 41-44). To był głęboki szloch, który wyrażał wielki ból serca, że Jerozolima nie rozpoznała tego, „co służy pokojowi”. Jakże przedziwny paradoks i zarazem przejmująca tragedia! Miasto, którego nazwa oznacza „miasto pokoju”, nie zrealizowało swego pokojowego powołania, lecz radykalnie się jemu przeciwstawiło. Jezus, Książę Pokoju, nie został przyjęty, aby obdarzyć nieskończonym Boskim Pokojem, lecz otrzymał wyrok śmierci. Rezultat tego radykalnego odrzucenia okazał się niszczący w skutkach. Jezus wyraził to w proroctwie: „Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia”.  Około roku 70. proroctwo to całkowicie się spełniło. Jerozolima została otoczona przez wojska rzymskie. Dookoła usypano wał ziemny, a następnie na zasadzie coraz bardziej zaciskanego pierścienia zniszczono doszczętnie kolejne dzielnice; niemalże dosłownie „kamień na kamieniu” nie pozostał.

W tradycji duchowej Jerozolima jest symbolem ludzkiej duszy. W ten sposób możemy ujrzeć jak na dłoni to, co czeka nasze życie w zależności od dokonywanych wyborów. Ostatecznie istnieją tylko dwie możliwości. Jeśli nie przyjmiemy Jezusa, skażemy się  na zniszczenie. Dlaczego? Przede wszystkim odrzucamy dar Bożego pokoju. Skutkiem tego jest wewnętrzny niepokój, który powoduje „domino” złych wyborów. Wówczas podejmowane decyzje coraz bardziej niszczą wewnętrznie i pogrążają zewnętrznie. Następnie brak Jezusa w sercu powoduje, że człowiek wystawia się na pożarcie mocom demonicznym, które „konsumują” „miło” lub „brutalnie”.  „Kamień na kamieniu” w ludzkiej duszy nie zostaje. Diabeł jest tym, który dzieli nie tylko zewnętrzny świat, ale przede wszystkim doprowadza do totalnego wewnętrznego rozbicia, zagubienia i unicestwienia. Kto odrzuca Boga w Jezusie, ten pozbawiony Bożej ochrony skazuje się na zniszczenie przez szatańskie moce zła.

Gdy przyjmiemy Jezusa, wtedy zostajemy nasyceni Bożym pokojem. W miarę upływu czasu ten „święty pokój” owocuje w postaci dobrych decyzji, które umożliwiają wzrost wewnętrznej integracji i harmonii. Wnętrze jest przenikane coraz większym poczuciem bezpieczeństwa i odwagą w konfrontacji z życiowymi wyzwaniami. Tym razem Jezus zamieszkuje w duszy. Dzięki temu żaden demon nie jest w stanie wejść do serca. Chrystus, Boski Zbawiciel, odpiera najpotężniejsze ataki zła. Nawet gdy nieraz ciało jest zniszczone, dusza tym bardziej zostaje uświęcona i zwrócona ku Niebu. „Kamień na kamieniu” pozostaje w duszy, tworząc piękną duchową budowlę.

Przy okazji warto pamiętać, aby przy wszelkim konstruowaniu wszystko powierzać Jezusowi. Gdy budowałem kamienny mur pustelniczy, każdy kładziony kamień w sercu ofiarowałem Jezusowi. Gdy umrę, te „duchowo zjednoczone” kamienie pozostaną jako jedno wielkie uwielbienie Boga, który został w Jezusie Chrystusie w pełni przyjęty i umiłowany. To niezwykłe doświadczenie duchowe odczuwać w sercu, jak poprzez przesiąknięte modlitwą kamienie w murze, okalającym Erem, Jezus nasyca wewnętrznym pokojem i chroni przed atakami demonów.

Nie przeoczmy naszego czasu nawiedzenia przez Jezusa…         

19 listopada 2015 (Łk 19, 41-44)