Cierpieć i kochać


Droga do miłości wiedzie poprzez cierpienie… Im w perspektywie większa miłość, tym bardziej trzeba uprzednio doświadczyć cierpienia. Nie ma innej możliwości. Takie są prawa w świecie duchowym. Najdoskonalszym wzorcem jest Jezus, który najpierw zgodził się na bezmiar Krzyżowej męki, a dopiero potem zmartwychwstał i zaczął  uczestniczyć w nieskończonym szczęściu.

Potężna pokusa polega  na  tym, że zderzenie z cierpieniem może spowodować utratę wiary w istnienie miłości. Człowiek zaczyna wtedy konstruować swe życie na doświadczonym bólu. W tej „nowej religii” ciemność zła jest bardziej obecna w świadomości aniżeli jasność dobra. Serce zakłada pancerz, który ma na  celu ochronić przed kolejnymi uderzeniami.  Zostaje uruchomiony proces coraz głębszego zamykania się w sobie. Bóg pragnie przyjść z pomocą, ale jest pomijany lub z premedytacją odrzucany. Efektem tego jest swoiste doświadczenie „bycia ściętym”. Nie jest to zemsta ze strony Boga, ale smutna konsekwencja faktu, że został On zanegowany jako Pan i Król. Stworzenie bez Stworzyciela umiera. Do tego dołącza szatan, który szczególnie atakuje osoby zranione i skoncentrowane na tragicznej historii swojego życia. Dla złego ducha ludzka słabość nie jest zachętą do miłosiernego wsparcia, ale świetną okazją, aby z jeszcze większą łatwością doszczętnie zniszczyć.

Dlatego w konfrontacji  z cierpieniem pierwszą najważniejszą reakcją jest zwrócenie się do Jezusa, Miłości Wcielonej. Niejednokrotnie oznacza to konieczność skoku w „przepaść wierności”. Chodzi o heroiczne trwanie przy prawdach, które zostały zapisane w Ewangelii. Najważniejsza jest kontynuacja wiary,  że istnieje Bóg, który jest Miłością. Jest to wyzwanie, które w praktyce utożsamia się z ciężką pracą duchową. Rdzeniem tego zmagania jest odsuwanie obsesyjnych myśli w rodzaju: „Zostałem zraniony” lub „Miłość nie istnieje”. Myśli najlepiej koncentrować na powtarzaniu prawdy: „Bóg daje uzdrowienie”, „Miłość istnieje”. Oczywiście wszelkie modlitwy, które bliskie są sercu, mają bezcenne znaczenie.  

Sens podejmowanego trudu świetnie wyraża zdanie Jezusa: „Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma” (por. Łk 19, 11-28). Prawda ta została wypowiedziana w kontekście przypowieści o minach, które słudzy otrzymali od pana. Największą pochwałę otrzymał ten, który pierwotną jedną minę pomnożył w dziesięć. Największa nagana spotkała tego, który jedynie oddał otrzymaną  na początku minę, akcentując lęk przed srogim panem. Ta mina została mu odebrana i przekazana temu, który już miał dziesięć. W perspektywie dóbr czysto materialnych byłaby to sytuacja sprzeczna z zasadą miłosierdzia. Raczej wypadałoby odebrać temu, który ma, i dać temu, który nie ma.

Sprawy przedstawiają się jednak  zupełnie inaczej w świecie wartości duchowych, zwłaszcza w odniesieniu do relacji pomiędzy cierpieniem i miłością. Jeśli człowiek zamknie się w cierpieniu, wtedy zacznie w miarę czasu tracić nawet tę miłość, która w początkowej fazie trudnych doświadczeń jeszcze była. Pan Jezus niezmiennie obdarowuje, ale człowiek nie jest otwarty na ten dar i w konsekwencji obumiera. Rozwój sytuacji jest radykalnie odmienny, gdy podjęty jest odważny „trud wiary” w miłość Jezusa. Wtedy ma miejsce niezwykły cud. Cierpienie staje się swoistym wyzwalaczem, który powoduje, że w człowieku miłość zaczyna niepomiernie wzrastać.  Dzięki ufnej koncentracji na Jezusie otwarte serce zaczyna wypełniać się darami Ducha Świętego. Ten proces wyraźnie widać u męczenników, u których okrutne kaźnie znajdują definitywny finał w postaci heroicznej miłości. Wszelkie naturalne niedoskonałości zostają oczyszczone poprzez nadprzyrodzoną łaskę. W rezultacie doznane cierpienie nie powoduje piekielnego zamknięcia w sobie, ale wyzwala niebiańskie otwarcie na Boga i na człowieka.  Zamiast tragicznej utraty jest uszczęśliwiający zysk miłości. Im większe pragnienie kochania w cierpieniu, tym obfitsze będzie obdarowanie ze strony Boga, który jest Miłością. Dzięki temu poprzez mękę krzyża wchodzimy z Jezusem do wiecznego szczęścia…      

18 listopada 2015 (Łk 19, 11-28)