Owoce pustynnego miejsca


 Gdy maszyna pracuje długi czas na wysokich obrotach, może dojść do jej przeciążenia. Wtedy najlepiej ją nieco zatrzymać, aby nie doszło do uszkodzenia. Dokładnie ta sama zasada obowiązuje w przypadku człowieka. Tylko, że tym razem sprawa jest oczywiście bez porównania poważniejsza. Wiele różnorakich obowiązków powoduje narastanie wewnętrznego napięcia. Zwłaszcza wtedy, gdy wszystkiego nie udaje się ogarnąć. W rezultacie dochodzi do momentu krytycznego. Następuje swoiste przegrzanie systemu nerwowego. To definitywny sygnał, że trzeba się zatrzymać i nieco zregenerować ciało i ducha.

           W Ewangelii widzimy Jezusa Chrystusa, który spędzał długie godziny wraz z uczniami na nauczaniu. Ludzie tłumnie garnęli się, aby usłyszeć słowa nadziei do dalszego życia. Bez wątpienia była to praca ewangelizacyjna na najwyższych obrotach. „Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu” (Mk 6, 31). I w tym właśnie coraz intensywniejszym zaangażowaniu, pewnego razu Jezus skierował do uczniów  pełne troski i mądrości słowa: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco” (tamże). To praktyczne wskazanie, które stanowi konkretną inspirację na trzech coraz głębszych poziomach naszego życia.

           Najpierw trzeba pamiętać, że każda intensywna aktywność fizycznie i psychicznie człowieka wyczerpuje. Nie zawsze wszystko udaje się zrobić. Zarazem różne rzeczy często się wykluczają.  Z wysiłkiem ściśle łączy się nieustanny proces myślenia. Ten zbiór myśli przekształca się w coraz bardziej ciążący natłok. Powstają mniejsze i większe napięcia, które sumują się i powodują stan całkowitego napięcia nerwowego. Udanie się do jakiegoś spokojnego miejsca pozwala tak zwyczajnie odpocząć. Jest to ukojenie dla nerwów, które wracają po przegrzaniu do stanu równowagi. Następuje także uspokojenie strumienia myśli. Dobrze wtedy spędzić nieco czasu na zwyczajnym wpatrywaniu się w przyrodę. Po prostu zatrzymać wzrok na jakimś drzewie, na szczycie górskim, na strumieniu. Następuje wtedy kojące uwolnienie napięcia i uspokojenie umysłu.

          Ten fizyczny i psychiczny odpoczynek jest już wielką wartością. Jeszcze większą jest wchodzenie na nowo w stan duchowej równowagi. Poprzez zaangażowanie na zewnątrz, człowiek stopniowo opuszcza niejako swoje wnętrze. Zaczyna coraz bardziej żyć na zewnątrz, zapominając o wnętrzu. Dokonuje się proces utraty kontaktu ze swoim „głębokim ja”. Powstaje wewnętrzny chaos i coraz bardziej nie wiem, kim tak naprawdę jestem. Myśli, plany, projekty, obietnice, miejsca, daty, wszystko niepostrzeżenie przeobraża się w wewnętrzny rozgardiasz. Poprzez udanie się na „miejsce pustynne”, człowiek ma szansę na nowo odzyskać kontakt ze swoim „głębokim ja”. Nie chodzi tu oczywiście o „ja” w sensie egoistycznym, ale „ja” rozumiane jako fundament naszej tożsamości. Cisza i samotność pomagają przywrócić świadomość własnej tożsamości. Staję się sobą, bez zagubionego władania gorsetu kogoś innego lub jakiegoś wpływowego otoczenia.

          Wreszcie podjęcie propozycji Jezusa daje to, co najcenniejsze na trzecim, najgłębszym poziomie. To religijna relacja, kontakt z Bogiem. Aby wejść w autentyczny dialog z Bogiem, trzeba się wyciszyć, oddalić od zgiełku. Bóg mówi do człowieka, ale wewnętrzny chaos i rozgardiasz zaczynają działać jak super skuteczny izolator. Słowo Boga nie może już dotrzeć do naszego serca. Oddalenie się od strumienia osób i spraw pozwala na nowo usłyszeć głos Boga. Tak dokonuje się autentyczne otwarcie na Bożą prawdę. Bez takiego cyklicznego zatrzymywania nawet pobożne praktyki stają się stopniowo bezowocne. Słowo Boga spływa wtedy po człowieku jak woda po nieprzemakalnym płaszczu. Przestajemy czuć podstawowe rzeczy. Miejsce odosobnione, wyciszenie, uspokojenie natłoku myśli i spraw powoduje wewnętrzne otwarcie się na głos Boży w sumieniu.  

         Odradza się miłosna relacja z Bogiem. Bicie naszego serca dostraja się do myśli i uczuć w Sercu Boga.

9 lutego 2013 (Mk 6, 30-34)