Zdrowie i choroba

       
Czy warto być chorym? Często słyszymy w życzeniach słowa w stylu „żeby tylko zdrowie było”. Oczywiście dobrze być zdrowym, ale nie jest to najważniejsze. Oprócz wartości fizycznych istnieją także duchowe. Gdy człowiek jest zdrowy fizycznie, to łatwo popada w iluzję swej siły. Jeszcze gorzej, gdy człowiek nie doznaje słabości w obszarze psychiki. Budzi głęboki ból postawa ludzi, którzy np. wobec zmagających się z próbami samobójczymi, podchodzą z poczuciem własnej wyższości. Naprawdę przerażające, gdy ktoś z satysfakcją uważa siebie za silnego wobec chorego zmagającego się z życiem.

           Choroba związana jest z wartością zdrowia. Ta wartość jest dobra. Dlatego lepiej być zdrowym niż chorym. Ale przy fundamentalnym założeniu, że wyżej stojące wartości duchowe są dobrze poukładane. A z tym różnie bywa. Dlatego tak naprawdę bycie zdrowym wcale nie jest automatycznie najlepsze. Może być nawet wielkim życiowym nieszczęściem. Zarówno zdrowie, jak i choroba jest darem. Choroba pozwala głębiej uchwycić pewne fundamentalne prawdy. Nawet jeżeli człowiek ma dobrze w głowie poukładane, to gdy jest zdrowy, ma w głębi ukryte przekonanie o mocy swego „ja”. Choroba pozwala konkretnie odczuć swą słabość. Nie pozostawia złudzeń. Daje szansę, aby choć trochę w życiu spokornieć. Okazuje się bowiem, że tak naprawdę nie mogę wszystkiego. Nie jestem wszechmocny i samowystarczalny. W chorobie odczuwam nieraz najbardziej podstawowe fizyczne ograniczenia. Jeszcze cenniejsze jest to w przypadku osłabienia psychicznego. Coraz częściej spotykamy się z przypadkami depresji. Takie sytuacje to niepowtarzalna okazja, aby doświadczyć zmagania z sensem życia. Nawet samobójcze myśli przestają być synonimem godnej pożałowania słabości. Stają się odzwierciedleniem zmagań nad sensem życia. Otwierają na świat wewnętrznych poszukiwań i dylematów.  Dzięki własnym przeżyciom zaczynam solidarnie podchodzić do drugiego człowieka. W miejsce uprzedniej pychy zaczyna wchodzić pokora i współczucie. Następuje poszukiwanie Boga i rzeczywiste zbliżenie się do Niego.  

           Tak więc cenne jest doświadczenie ograniczenia fizycznego bądź psychicznego w czasie choroby. Ale to dopiero początek. Problem polega na tym, że posiadamy nie tylko krótką, ale nieraz nawet bardzo krótką pamięć w sprawach duchowych. Czasowo odsunięta pycha często znów wraca po odzyskaniu zdrowia. Dlatego bez porównania ważniejszy jest dalszy etap po chorobie. Na tym etapie są możliwe dwa scenariusze. Rzekłbym negatywny i pozytywny. 

          Scenariusz negatywny polega na tym, że człowiek wraca do dawnego stanu. Po chwilowej pokorze znów pojawia się zarozumiała pewność siebie. Zewnętrzna powierzchnia serca chwilowo  uznała swą słabość wobec faktu zaistniałej choroby, ale wnętrze nadal pozostało skupione na sobie. Żadna trwała, głębsza przemiana się nie dokonała. Także Bóg przestał być potrzebny. Okazuje się, że Bóg był poszukiwany tylko dla zaspokojenia własnej potrzeby odzyskania zdrowia. Zewnętrzne poszukiwanie Jezusa nie utożsamiało się z wewnętrznym. Tak naprawdę nie szukałem w chorobie Boga, ale nadal tylko samego siebie. Bóg był jedynie przydatnym chwilowo narzędziem.   

         Scenariusz pozytywny wygląda zupełnie inaczej. Doświadczenie słabości trwale przenika ludzkie wnętrze. Nie jest to tylko pewien chwilowy ukłon wobec słabości. Głębiej doświadczam, że sam z siebie nic nie mogę. Serce doznaje głębokiego przeobrażenia w bardziej centralnych warstwach. W rezultacie człowiek trwale staje się pokorniejszy niż uprzednio. Pogłębia się jego relacja z Bogiem. Okazuje się, że czas choroby był dobrze przeżyty. Zewnętrzne poszukiwanie pomocy w Bogu było odzwierciedleniem wewnętrznego poszukiwania. Co to znaczy? To znaczy chorując, najpierw poszukiwałem spotkania z Jezusem. Chciałem się Go dotknąć, bo jest najważniejszy. Dopiero na drugim miejscu umieszczałem ewentualne uzdrowienie lub pomoc w chorobie. Taka postawa jest bezcenna. Gdy bowiem choroba mija, nadal mam niezmienny argument, aby być z Jezusem.  

        Zdrowie i choroba. Dobrze być zdrowym. Często jednak tylko poprzez chorobę możliwe jest rzeczywiste zbliżenie się do Boga i większa życiowa pokora.

11 lutego 2013 (Mk 6, 53-56)