Krzyż cierpienia


Doświadczenie cierpienia. W wielu filmach i opowieściach bolesne zmagania kończą się z reguły „happy endem”. Nawet gdy było bardzo ciężko, będzie szczęśliwy koniec. W życiu nie jest tak prosto. Cierpienie to wyjątkowy obszar życia, gdzie daje o sobie znać oddziaływanie Boga i szatana. Jedno jest pewne, cierpienie nie pozwala na zachowanie stanu nijakości. Człowiek staje się "świętym" albo "niewierzącym".
Gdy wszystko tak plus minus się układa, to przez całe długie lata można funkcjonować na zasadzie wygodnej nieokreśloności. Jednak księga Apokalipsy mówi dobitnie: „Znam twoje czyny, że ani zimny ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni, ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust”(Ap 3, 15-16).  W tym świetle cierpienie zyskuje nowy wymiar. Daje szansę na zdecydowane określenie prezentowanej postawy życiowej. Nie chodzi tylko o doczesność, ale rzecz rozciąga się także na wieczność. Dlatego zjawia się szatan, który pragnie zagarnąć człowieka. Korzysta z doświadczanej przez człowieka słabości. Początkowo może być to tylko czysto ludzkie zmaganie z chorobą, niesprawiedliwością, tragedią rodzinną. To sprzyjająca sytuacja, aby zaatakować człowieka. Nieraz od razu na początku jest upadek moralny. W każdym razie szatan usiłuje za wszelką cenę wykorzystać cierpienie do zdobycia duszy ludzkiej. Metody kuszenia są niezwykle wyrafinowane i dostosowane do konkretnej sytuacji. Wszystko sprowadza się do oskarżenia Boga i tego wszystkiego, co jest z Nim związane. Szatan nakłada na oczy swoiste „czarne okulary”. W ten sposób wszystko, co Boże, zaczyna nabierać ciemnych barw. Presja jest ogromna. Niestety człowiek może ulec ułudzie i złamać się. Naprawdę trzeba z pokorą wziąć sobie do serca to grożące niebezpieczeństwo.
Nie jest rzadkością, że ci, którzy jako nastolatkowie lub studenci byli aktywnie i  z oddaniem zaangażowani w Kościół, potem wszystko porzucili. Stali się nawet pełnymi złości wrogami Jezusa i Kościoła. W żaden sposób cierpienie nie oznacza, że Bóg pozostawił człowieka. W pozornej ciszy i nieobecności jest jeszcze bardziej obecny. Udziela wszelkich potrzebnych łask. Nie ma bowiem cierpienia, w którym człowiek nie dostałby od Boga mocy do jego zniesienia. Trzeba jednak przekroczyć stan nijakości. Drogą ratunku jest konkretny wybór Boga. Drogą, która prowadzi do zwycięstwa, jest podjęcie Chrystusowego wezwania: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” (Łk 9, 23).  Niezbędna jest akceptacja nawet wbrew uczuciom zewnętrznej niesprawiedliwości, ludzkiej złości. Konieczne jest, nawet „wbrew wszystkiemu”, cierpliwe, jasne i wyraźne mówienie: Jezu ufam Tobie. Wtedy człowiek staje się świętym. Bóg prawdziwie staje się fundamentem życia.
Bywają ludzie, którzy jako młodzi za bardzo się religią nie przejmowali. Nawet sobie tak po młodzieńczemu ironizowali ze świętości. Doświadczyli jednak bolesnych tragedii. W konsekwencji ich życie  uległo radykalnej przemianie. Zwrócili się do Boga. Zaczęli kroczyć drogą autentycznej świętości. Wielka jest tajemnica cierpienia. Jedno jest pewne. Po pełnych cierpienia przejściach, człowiek nie pozostaje już ten sam. Staje się "niewierzącym" lub "świętym". W duszy dokonuje się walka szatana z Bogiem. Nie chodzi o kilka lub kilkadziesiąt lat życia. Rzecz rozgrywa się o życie wieczne.
"Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami". Daj Panie, abyśmy na drodze cierpienia zawsze podejmowali krzyż i szli z Tobą. Udzielaj Panie daru wiary, że droga z Tobą prowadzi do Zmartwychwstania.

23 czerwca 2013 (Łk 9, 18-24)