Wielkość pokornego uniżenia


„Osiągnąć w życiu jak najwięcej”. Interpretacja tego pragnienia ma wielki wpływ na obraz naszej codzienności. Totalne zobojętnienie. Pyszna megalomania. Chrystusowa pokora. Występują  trzy zasadnicze rozumienia, które diametralnie różnią się od siebie.

Pierwsze z nich sprowadza się do życiowej obojętności i beznadziei. Człowiek wtedy właściwe do niczego nie dąży. Zarówno sprawy materialne jak i duchowe sytuują się poza kręgiem zainteresowań. Codzienna wegetacja. Jedno wielkie oczekiwanie, żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło. Życie jawi się jako „choroba przenoszona drogą płciową”, której człowiek stał się niewinną ofiarą.

Druga interpretacja jest diametralnie inna. Tym razem „parcie na sukces” wyzwala potężne siły. Mania bycia wielkim staje się motorem wielorakich działań.  Bycie kimś ważnym staje się życiowym celem. Niestety takie podejście przynosi ostatecznie opłakane skutki. Uzyskane  stanowiska, tytuły lub duże pieniądze stają się powodem do wysokiego mniemania na swój temat. Liczą się tylko znajomości z ludźmi wysoko postawionymi w różnych strukturach. Ubożsi traktowani są  z lekceważeniem, a nawet z pogardą. Osiągnięte sukcesy stają się materiałem, aby dawać innym do zrozumienia: „Jestem od ciebie lepszy”.  Występuje nieustanne oczekiwanie, aby inni okazywali podziw i wdzięczność. Gdy ktoś nie zaspokaja tego głodu, wtedy pyszne ego „wielkiego człowieka” czuje się zranione i niedowartościowane. Inną odsłoną tej  chorej megalomanii jest cierpienie, gdy pragnienia wielkości nie udało się przekuć na konkret. Przychodzi frustracja. Życie staje się jedną wielką pretensją do całego świata. Fundamentalnym błędem megalomana jest  projekt życia, który oparty jest  tylko na sobie. Bóg jest pominięty, co najwyżej stanowi przydatną dekorację lub użyteczne narzędzie.

Jezus, zapytany przez uczniów, kto jest największy w królestwie niebieskim, odpowiedział: „Zaprawdę powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18, 3n). Oto trzecia interpretacja, której autorem jest sam Chrystus. Jest to zaproszenie do wejścia na drogę wielkości,  gdzie wzorem staje się dziecko. Trzeba dodać, że w tamtym czasie i kulturze dziecko darzono miłością, ale zarazem miało ono bezwzględnie słuchać i posłusznie wykonywać polecenia. W pewien sposób przypominało niewolnika.  Stać się jak dziecko, to uznać się za niewolnika, który pokornie i ufnie przyjmuje to, co pan przekazuje. Zarazem dziecko w zdrowej rodzinie jest pewne siebie. Pewność ta nie jest jednak oparta na sobie, ale na fakcie obecności rodziców. Dziecko czuje się bezpieczne i silne, bo jest mama i tata, którzy obdarzają troskliwą miłością. Dzięki temu dziecko może prawidłowo rozwijać się. Dobrym obrazem jest tu drzewo. Dziecko tym lepiej  wzrasta, im bardziej jest zakorzenione w miłości rodziców.

            W królestwie niebieskim tym Panem jest Bóg, który obdarza bezinteresowną miłością. Jezus zaprasza, aby człowiek z zaangażowaniem wszedł na drogę, która prowadzi do wielkości.  Jest  to jednak możliwe tylko wtedy, gdy człowiek staje się pokornym niewolnikiem Boga. Wtedy Bóg Ojciec jako miłujący Pan może obdarzać łaskami. Człowiek tym bardziej wzrasta, im bardziej ukorzenia się w Bogu. Na tej drodze wszelkie ludzkie niedowartościowania przestają stanowić problem. Co więcej, dzięki pokorze, na przykład brak słusznej nagrody w pracy nie jest powodem zranienia lub oburzenia, ale wyzwala radość. Każde upokorzenie to świetna okazja, aby jeszcze bardziej ukorzenić się w glebie Bożej Miłości. Dumne "ego" by bez sensu cierpiało; pokorne "ja" ma okazję do smakowania szczęścia królestwa niebieskiego…  

13 sierpnia 2013 (Mt 18, 1-5.10.12-14)