„Mam tyle spraw na głowie. Bieg, od rana do
wieczora, a nawet jeszcze nocą”. Nieustanny pęd jest stylem życia wielu ludzi.
Stwierdzenie „styl życia” jest tu jak najbardziej przemyślanym określeniem.
Jest to bowiem dobrowolny wybór „istnienia zakręconego”. Realnym motywem
codziennego zapędzenia nie jest obiektywna życiowa konieczność. Źródłem jest
głowa, w której kreowany jest obraz własnego świata „tysiąca i jednej spraw”.
Rzeczywistość wyobrażona funkcjonuje potem jako realna rzeczywistość. W
konsekwencji, gwałtownie rośnie liczba ludzi z problemami
psychicznymi. „Ja chyba zwariuję” staje się top-zawołaniem. Szatan oczywiście
zaciera z uciechy swe szatańskie rączki. Jak tu się nie cieszyć, gdy tyle
duszyczek na łeb na szyję, na złamanie karku ochoczo pędzi do
piekła.
System nerwowy daje o sobie znać.
Neurofizjologiczne granice. W rezultacie coś trzeba jednak zrobić. Pierwszy
pomysł to swoista dwubiegunowość: życiowe zestresowanie-puste odreagowanie
(wielorakie używki i lekko-banalne rozrywki). Chaos jest tutaj leczony
pustką. Dokonuje się jedynie puste rozładowanie napięcia. Drugi
pomysł polega na tym, aby samemu pędzić, zaś psychologowi lub psychiatrze
powierzyć całą sprawę swej równowagi psychicznej. Ewentualna pomoc Jezusa
poprzez modlitwę, sakramenty, rozmowę z kapłanem nie jest tu na serio
traktowana. Ograniczenie się tylko do leków i psychoterapii niezbyt zachwyca.
Trzeci pomysł podejmowany jest przez niektórych wierzących. Występuje tu zasada
„biznes-modlitwy”. Człowiek podejmuje wysiłek recytacji formuł modlitewnych,
zaś Bóg ma odpłacić poprzez pozytywne rozwiązanie spraw, otrzymanych do
załatwienia. W sumie wychodzi trochę tragikomedia. Taka modlitwa
staje się dodatkowym elementem w grafiku „zapędzonego” dnia. Zamiast pomóc,
utrudnia i często kończy się rozczarowaniem. Od razu dopowiedzmy, takiemu
stanowi rzeczy nie jest winny „nie-życiowy” Bóg, ale nasza „nie-życiowa” wizja
Boga.
Najlepiej prawdziwe oblicze Boże odsłania nam sam
Jezus Chrystus. Gdy pewnego razu uczniowie wrócili po trudach nauczania,
usłyszeli od Mistrza: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i
wypocznijcie nieco” (Mk 6, 31). Podejmując tę myśl, „Odpłynęli więc
łodzią na miejsce pustynne osobno” (Mk 6, 32). Oto bezcenny
drogowskaz dla każdego, kto chce podążać przez życie w pokoju serca oraz w
jasności umysłu i w równowadze emocji. Niezbędne jest codzienne udanie się na
miejsce pustynne, aby doświadczyć w samotności i w odosobnieniu duchowego
odetchnięcia. Nagromadzone napięcie zanurzane jest wtedy na bieżąco w Bogu.
Jakże terapeutyczna dwubiegunowość: chaos i napięcie-Boża Pełnia!
Konkretnie, bardzo dobrze sprawdza się
metoda przynajmniej jednego codziennego „pustelniczego kwadransa”; kwadrans
samotnie w ciszy, w jakimś ustronnym miejscu. Bardzo ważne, aby był tam krzyż
lub obraz. Siadam wygodnie i po prostu jestem. Krzyż/obraz pomaga w
uświadomieniu sobie Bożej obecności. Zero recytacji formuł. Święta bezczynność
trwania przed Bogiem. Jeśli w głowie jest cisza, wspaniale. Jeśli nadciąga
strumień myśli, niech swobodnie przepływa przez umysł. Nie walczę z
nimi.
Takie zatrzymanie sprawia, że Bóg
może nasycać nas swym pokojem. Napięcie pochłaniane jest przez Jego
Pełnię, a nie uwalniane w pustkę. Dzięki temu możemy nawiązywać kontakt z
głębią swej duszy. To leczy z wyobcowania i daje poczucie „bycia u
siebie”. Zatrzymanie pozwala odczuwać bliskość Boga i człowieka.
Serce ogarnia ukojenie. Umysł przenika jasność. Myśli, decyzje, uczucia i emocje
pięknie przechodzą od stanu poszarpanego chaosu, do kojącej i zintegrowanej
całości.
Codzienne praktykowanie takiego „pustynnego
kwadransa” daje rewelacyjne owoce. To super-sensowny styl życia. Ale szatan
będzie utrudniał ten kwadrans na wszystkie możliwe sposoby. Bo to przecież
bardzo skuteczna droga do Nieba… Ale kto ma zdecydowane i wierne serce, może
być pewny, że z pomocą Ducha Świętego spokojnie da sobie radę. Styl życia może
prowadzić do piekła lub do Nieba… Ty decydujesz…
8 lutego 2014 (Mk 6, 30-34)