„Uciążliwy obowiązek” czy „wielka szansa”? Jeśli
chodzi o modlitwę, na pewno to drugie. Szkoda zmarnować niepowtarzalną
modlitewną szansę! Bóg nas kocha i pragnie dzielić się z nami swą
Miłością. Miłość zaś na tyle przyjmujemy, na ile sami odpowiadamy miłością. Na
tyle doświadczymy dobroci przytulenia, na ile sami odpowiadamy serdecznym
przytuleniem. Cechą charakterystyczną miłości jest wzajemna więź i pragnienie
współobecności. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy relacja przeniknięta jest
obustronną pokorą, wiernością i ufnością. Z tych cech opisujących miłość
wypływają istotne wskazania odnośnie modlitwy. Modlitwa jest bowiem
uprzywilejowanym sposobem przyjmowania i wchłaniania w siebie daru Bożej
Miłości.
Jezus zalecił swoim uczniom, że „zawsze
powinni się modlić i nie ustawać” (Łk 18, 1-8). To bezcenny drogowskaz na
modlitewnej drodze. Określenie „zawsze” możemy rozumieć na kilku poziomach. W
ten sposób otrzymujemy swoisty „wielopoziomowy wzorzec modlitewny”.
Najpierw chodzi o to, aby sercem być „zawsze” w relacji do Boga.
Jest to stan, który przypomina nieustanną pamięć o umiłowanej osobie. Możemy
być zaangażowani nawet w najbardziej absorbujące prace, a zarazem bez problemu
sercem możemy trwać przy ukochanym lub ukochanej. Nie ma sprzeczności pomiędzy
pracą i miłującą pamięcią. W tym sensie modlitwa nieustanna może obejmować
nawet stan snu. Wtedy serce mówi do Pana: „Pragnę przy Tobie zasypiać. Pragnę
przy Tobie budzić się. Pragnę przy Tobie w każdej sekundzie być”.
Taki rodzaj modlitwy wystarczy, gdy człowiek
jest już doskonale zjednoczony z Bogiem. W każdym innym przypadku zatrzymanie
się na poziomie miłującej pamięci grozi z czasem utratą wszelkiej pamięci o
Bogu. Można to przyrównać do mistrza olimpijskiego , który na wielkiej
skoczni jest w stanie genialnie szybować. Ale gdy zwykły śmiertelnik stanie na
krokwi i skoczy, to tym razem skok zakończy się ciężkim kalectwem, a
nawet śmiercią. Dlatego bardzo ważne, aby pokornie praktykować codzienne
„pacierze”. Mnisi w klasztorach pustelniczych i pustelnicy w eremach mają
precyzyjnie ułożony harmonogram modlitw. Jest to drugie rozumienie „zawsze”,
które tym razem oznacza wierne odmawianie każdego dnia o ustalonych godzinach
konkretnie przepisanych modlitw. Najczęściej takim „kręgosłupem modlitewnym”
jest siedem godzin kanonicznych z monastycznej liturgii godzin. W realiach
świeckiego życia równoważnikiem tej praktyki powinna być codzienna wierność
przynajmniej porannej i wieczornej modlitwie, mającej konkretną strukturę.
Wreszcie wielką wartość ma wierność modlitwom,
tradycyjnie określanym „aktami strzelistymi”. Sercem tej praktyki jest to, aby
„zawsze” w powiązaniu z danym wydarzeniem, zdarzeniem lub zwykłą wiadomością
kierować do Pana pełne miłości wołanie. Przykładowo widzimy wypadek, wtedy od
razu odmawiamy „Zdrowaś Maryjo” w intencji poszkodowanych ofiar. Otrzymujemy
sms lub otwieramy e-mail, spontanicznie prosimy Boga o potrzebne łaski dla
autora. Słyszymy, że ktoś ma jakieś poważne problemy, od razu z serca kierujemy
westchnięcie do Pana: „Pomóż”.
W tym pięknym dziele przyjmowania Bożego
błogosławieństwa bezcenną pomocą jest kolejne rozumienie „zawsze”, które polega
na tym, że wiernie modlimy się, niezależnie od doraźnych efektów. Nigdy nie
ustajemy! Bóg często nie odpowiada od razu, gdyż to wzmacniałoby ludzki egoizm,
który pysznie wszystkiego od razu chce na „kiwnięcie palcem”. Oczekiwanie pomaga
nam w tym, abyśmy pokornieli i cierpliwie trenowali zaufanie do Boga. Nawet w
sytuacjach skrajnej niesprawiedliwości nie możemy popadać w apatię i poddawać
się wątpliwościom. Bóg wszystko widzi i im bardziej cierpliwie czekamy,
tym większą łaskę otrzymamy lub takąż łaskę wyprosimy dla kogoś. W ten sposób
dochodzimy do ostatniego „zawsze”, które jest swoistym ukoronowaniem „czucia”
modlitwy. Otóż możemy być absolutnie pewni, że Bóg „zawsze” odpowiada. Żadna
szczera modlitwa nie zostanie bez odpowiedzi. Bóg zawsze nas kocha. Tak więc z
pokorą, cierpliwością i wytrwałością módlmy się... Zawsze…
15 listopada 2014 (Łk 18, 1-8)