Bez-graniczna miłość i szczęście


Nosimy w sobie wielorakie wyobrażenia szczęścia „dla kogoś” lub „z kimś”. Wspólna fizyczna przestrzeń jawi się jako niezbędny warunek zaistnienia tego uszczęśliwiającego skarbu. Niestety, niejednokrotnie fizyczna odległość staje na przeszkodzie realizacji doznawanych pragnień i trosk.  Ale nie można wtedy ulec pokusie rezygnacji! Ograniczenia bowiem  często nie oznaczają konieczności anulowania pragnień, ale są zaproszeniem do odkrycia jakiejś innej płaszczyzny ich realizacji. W tej perspektywie fizyczna odległość nie jest znakiem niemożności, ale wezwaniem do wejścia w przestrzeń duchową. Materialne ciało jest zawsze w jakimś miejscu, o danym czasie. Stąd bliskość fizyczna jest często postrzegana jako zawsze konieczna do spełnienia marzeń. Ale to jest wielki błąd. Najgłębsze pragnienia spełniają się bowiem w sferze duchowej; tu zaś nie ma żadnych ograniczeń przestrzenią i czasem. Wyraziście pokazuje to jeden z ewangelicznych epizodów (Por. J 4, 43-54).

 Oto pewien człowiek prosi Jezusa, aby „przyszedł i uzdrowił jego syna”. Usilnie błaga: „Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko”. Zgodnie z „myśleniem przestrzennym”, proszący człowiek dostrzega konieczność fizycznego przyjścia Jezusa, aby konkretnie „na miejscu” dokonał uzdrowienia.  Oto wyobrażenie Szczęścia, które zakłada potrzebę "wspólnej fizycznej przestrzeni". Jezus jednak totalnie zaskakuje. Nie daje absolutnie żadnego znaku, że chce pójść do domu owego człowieka. Zupełnie pomija sprawę fizycznej przestrzeni. Wypowiada natomiast pełne mocy słowa: „Idź, syn twój żyje”. Reakcja ojca  jest fascynująca: „Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego”.  Całkowite zawierzenie. Brak namawiania, żeby jednak Jezus przyszedł. Ufna rezygnacja z „wyobrażenia przestrzennego” na rzecz nowego „wyobrażenia słownego”. I rzeczywiście po powrocie ojciec mógł uradować się widokiem uzdrowionego dziecka.  

Oto konkretny przykład uzdrowienia, które dokonało się na odległość. Jezus nie był w  pomieszczeniu chorego. Jedynie wypowiedział słowo, które miało pełną skuteczność. To bezcenne wskazanie. Przede wszystkim otrzymujemy ilustrację, że w sprawach duchowych odległość przestrzenna nie stanowi żadnego ogranicznika. Otwiera się niezwykła perspektywa dla doświadczanych dobrych pragnień. Możemy obdarzać  miłością i szczęściem poprzez wzbudzanie w sercu dobrych myśli i błogosławiących słów. Jeśli człowiek, którego pragniemy obdarować,  jest w innym miejscu, to nie ma tu istotnej przeszkody. Odległość jest tylko ogranicznikiem dla materii, a nie dla ducha. Myśl i słowo zaś sytuują się w przestrzeni duchowej. 

Zarazem dla chrześcijanina chodzi o  to, aby ta konkretna myśl stała się przedmiotem modlitwy do Jezusa Chrystusa. Trzeba pamiętać tu o dwóch sprawach. Otóż należy zgodnie z sumieniem jak najkonkretniej wypowiedzieć treść pragnienia. Następnie należy uwierzyć, że tak właśnie się stanie. Czyli zasada, którą zastosował ów ojciec: „konkretnie powiedzieć” i   „całkowicie uwierzyć”. Nieraz owoc będzie od razu, często jednak owocowanie takiej modlitwy dokonuje się w czasie. Przy czym niezbędna jest posłuszna ufność, że Jezus zrobi tak, jak jest najlepiej. 

W ten sposób można modlić się o wszystko, co pojawia się w sferze naszych pragnień. W Jezusie powstaje realna więź pomiędzy modlącym się i człowiekiem, za którego modlimy się. To niezwykła metoda, która umożliwia wzajemne przekazywanie sobie dobra, pomimo braku jednoczesnego bycia w jednym miejscu. Jezus jest „świętą drogą”, która umożliwia obdarowywanie drugiego tym, co nie jest możliwe poprzez bezpośredni kontakt fizyczny. Wspomniane uzdrowienie na odległość, mocą Słowa, to bezdyskusyjny argument do modlitwy wstawienniczej o uzdrowienie na odległość. Zarazem tak można modlić się o wszelkie łaski, które pragniemy dla drugiego człowieka. W ten sposób jak najbardziej realne staje się wzajemne przekazywanie sobie miłości i szczęścia, w Chrystusie, bez konieczności bycia w jednym miejscu. Warto czerpać z tej „świętej metody” miłowania i uszczęśliwiania na odległość, w mocy Jezusa Chrystusa… 

31 marca 2014 (J 4, 43-54)