Niebezpieczna doskonałość


„Troska o doskonałość. Codzienna czujność, aby sumiennie zdążać drogą cnót. Wysiłek, aby nieustannie być świadkiem chrześcijańskich wartości”. Czy taka postawa jest gwarancją świętości? Czy jest to wzorzec dla chrześcijanina? Na pierwszy rzut oka odpowiedź wydaje się jednoznacznie pozytywna. Nie jest to jednak pogląd słuszny. Zatroskanie o doskonałość jest bowiem postawą głęboko dwuznaczną. Może oznaczać dwa odmienne światy: całkowite zaprzeczenie lub piękne wcielenie Ewangelii. Warto uświadomić sobie na czym polega różnica, aby uniknąć przykrej choroby, która od wewnątrz może rozkładać naszą duszę.  

W pierwszym przypadku, sprzecznym z przesłaniem Ewangelii, własna doskonałość jest najważniejszym celem życiowym. Człowiek pragnie w swoich oczach uchodzić za nieskazitelnego. To pragnienie „nieskażonego” wizerunku jeszcze bardziej daje o sobie znać w relacji do innych. Na mocy zachowywanej doskonałości, taki chrześcijanin uważa siebie za „porządnego świadka Ewangelii”. Ale niestety prawda jest zupełnie inna. 

Koncentracja na doskonałości zamyka bowiem w sobie. Z pomocą „cnót” rozwija się choroba pysznego egoizmu. Nawet Bóg staje się jedynie elementem w konstrukcji własnego idealnego życia. Drugi człowiek  przybiera postać „brudnego intruza”, wobec którego trzeba trzymać bezpieczny dystans. Jak to rozumieć? Widać to wyraźnie na przykładzie ewangelicznych faryzeuszy i uczonych w Piśmie (Por. Łk 5, 27-32). Obsesyjnie byli „zakręceni” na punkcie swej czystości. W ten sposób zabijali miłość w swych sercach. Własna perfekcyjność była dla nich radykalnie ważniejsza od drugiego człowieka. Dlatego na dystans trzymali się wobec ludzi o niepewnej reputacji. W tym świetle, jasne staje się pełne zgorszenia pytanie, zadane uczniom Jezusa: „Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?”.

Człowiek skoncentrowany na swej idealności tworzy lękliwe bariery i jako „lepszy” trzyma na dystans „gorszych”. Ten dystans pełni rolę „strefy bezpieczeństwa”, która ma chronić przed złym oddziaływaniem.  Moja doskonała czystość zyskuje rangę świętego absolutu; drugi zaś staje się potencjalną przyczyną zabrudzeń. Wyrazistym zobrazowaniem tego jest pewna sytuacja, gdy „czyściuteńki” posiadacz wychuchanego samochodu nie podwiózł do szpitala zakrwawionego rannego człowieka, bojąc się zabrudzenia wnętrza, zwłaszcza pięknej tapicerki.  Tak! Warto przyjrzeć się swemu wnętrzu. Troska o cnoty może bowiem być heroiczną formą celebrowania, ale nie Jezusa, lecz własnego egoizmu. Subtelna krypto-pycha … 

Jezus zaprasza do podjęcia całkowicie odmiennej logiki życia. Znamienne są stwierdzenia: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników”.  Słowa te są świetną ilustracją pokornej postawy miłości. Tym razem zdecydowanie na pierwszym miejscu nie jest moja doskonałość, ale dobro drugiego człowieka. Takie nastawienie serca naturalnie otwiera na Boga, który zyskuje status Najważniejszego Źródła. 

Nie oznacza to oczywiście obniżenia standardów moralnych. Wręcz przeciwnie. Cnoty i wartości przestają być „martwą układanką”, stając się „żywym pokarmem”. Wady i grzechy są jak najbardziej nazywane po imieniu. Dostrzeżone słabości nie są jednak powodem wypisywania  „punktów karnych”, lecz mobilizują do zatroskania o drugiego. Objawia się miłość, która widząc słabość, pragnie razem być ze słabym i na miarę możliwości pomagać.  

Taki wybór życiowy oznacza, że jestem gotów ponieść nawet wiele wyrzeczeń i ofiar. Zamiast „zasieków” pojawia się pomost, poprzez który drugi może przyjść i uzyskać potrzebne wsparcie. W miejsce lęku przed zabrudzeniem, występuje postawa odważnego dzielenia się dotychczas zdobytą czystością. Rodzi się zdrowa, prawdziwie ewangeliczna hierarchia moralna. Jaka? Najważniejszy jest Jezus, następnie drugi człowiek, potem cnoty i wartości, i na końcu moja nędzna osoba. Koncentracja na doskonałości, oddala od Boga i od człowieka. Droga miłości, otwiera na Boga, zbliża do człowieka i pozwala wszystkim pokornie wzrastać w doskonałości. 

8 marca 2014 (Łk 5, 27-32)