Potęga Nadziei!


„Nie udało się. Nic z tego nie wyszło”. Ogrom fizycznej pracy i duchowego zaangażowania. Ale niestety, zamiast oczekiwanych  koszów pełnych owoców, nieraz pozostaje oglądać jedynie własne puste ręce. Na domiar złego, przytłoczona dusza zaczyna przypominać dzwon, któremu ktoś zabrał nawet „serce”. Bolesna pustka, ogarniająca wnętrze po doznanej porażce, przeżywanej jako totalna klęska. 

Życie wydaje się wtedy już nie mieć przyszłości. Serce ogarnia narastający lęk przed podejmowaniem kolejnych inicjatyw. Na horyzoncie rysuje się widmo kolejnej porażki. Człowiek spontanicznie boi się bólu i cierpienia. Dlatego powstają myśli, że lepiej już nie próbować po raz kolejny.  Pokusa taka najdotkliwiej pojawia się przy nieudanej próbie budowania najgłębszych relacji; zwłaszcza w perspektywie małżeńskiej. Brak oczekiwanego rezultatu, po długotrwałej  ciężkiej pracy, także może człowieka złamać nieodwołalnie na całe życie. Wówczas pozostaje jedynie dogorywanie w poczuciu  bezmiaru własnej beznadziejności.

Tak może się stać i tak się nieraz dzieje na drogach ludzkiego życia. Ale nie jest to Wolą Boga. Zwłaszcza chrześcijanin jest „człowiekiem Nadziei wbrew beznadziei”. Świetną ilustracją tej prawdy jest  ewangeliczny epizod, opisujący nieudany połów ryb przez Szymona Piotra i kilku innych Apostołów (J 21, 1-14). Byli zawodowymi rybakami i znali się na swym rzemiośle. Ale niestety, cała noc pracy zakończyła się porażką. „Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili”. W takim momencie pojawił się tajemniczy nieznajomy, który poprosił o coś do zjedzenia. Odpowiedź uczniów stanowiła moment prawdziwie newralgiczny. Nie skwitowali otrzymanej prośby stwierdzeniem o beznadziejności życia. W sumie mogli nawet powiedzieć, że „nieszczęścia chodzą parami”. Wszak nieco wcześniej stracili swego wspaniałego Pana i Mistrza, który został ukrzyżowany. Pozostali sami. Na pocieszenie pozostał im powrót do dawnej pracy rybaków. Ale nawet to pocieszenie nie wypaliło. Żadnej ryby nie udało się złowić. 

Na szczęście uczniowie zareagowali wedle drogi „Nadziei”, a nie „beznadziei”. Gdy tajemniczy nieznajomy powiedział: „Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie”, ufnie tak właśnie uczynili. Dodajmy, że z czysto racjonalnego punktu widzenia było to działanie raczej pozbawione sensu. Jako zawodowi rybacy wiedzieli, że ryby wpadają w sieci w nocy, gdy jest ciemno. Nad ranem woda jest przeźroczysta i połów skazany jest na fiasko. Zwłaszcza, gdy nocą się nie udało. A jednak zarzucili sieci. I co się okazało? Z „powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć”. Dopiero wtedy rozpoznali, że zbawienną sugestię otrzymali od Zmartwychwstałego Jezusa, czemu dali wyraz w radosnym zawołaniu: „To jest Pan!”.  Oprócz wielkiego sukcesu w pracy, doświadczyli przede wszystkim „nowego początku” w relacji Miłości.  

Warto zainspirować się tą historią w doznawanych i przeżywanych życiowych niepowodzeniach. Jak się nie uda, trzeba próbować po raz kolejny. Ciężka praca zawsze przyniesie owoc. To tylko kwestia czasu i formy „sukcesu”, jaką Bóg w swej miłości zaplanował. Jezus Zmartwychwstały zawsze pragnie pomagać. Nie zawsze jednak od razu Jego obecność jest rozpoznawalna. Trzeba odsuwać „beznadziejne myśli” i koncentrować się na dobrych natchnieniach w sumieniu. Boży głos przemawia także poprzez osoby, które stawia na naszej drodze życia. Jest pewna uderzająca prawda. Wielu ludzi, którzy cieszą się teraz zawodowym sukcesem, potwierdza mnogość uprzednich porażek. Ale nie złamali się. Walczyli do  końca. Także w wielu wspaniałych związkach miłości są ludzie, którzy wcześniej bardzo boleśnie doznali miłosnych zranień. Poprzez otwarcie serca na moc Jezusa, przeszli z „miłosnej pustki” do stanu  „Pełni Miłości”. Nawet po największej „przegranej”, pracujmy, próbujmy  i walczmy, nigdy się nie poddając! To tylko kwestia czasu, kiedy Zmartwychwstały Pan obdarzy nas „obfitością”, o jakiej nawet nie śmieliśmy pomarzyć!...

25 kwietnia 2014 (J 21, 1-14)