Święta wolność



Jesteśmy przyzwyczajeni do funkcjonowania w normalnych warunkach. Wtedy zasadniczo zachowujemy zdrowy rozsądek. Cała trudność zaczyna się w sytuacjach wyjątkowych, które w skrajnych przypadkach wyzwalają fascynujące lub przerażające stany emocjonalne. Bardzo łatwo wtedy życiowo się pogubić. Paradoksalnie, krótkie okresy czy wręcz pojedyncze wydarzenia mogą mieć decydujący wpływ na całokształt życia. 

W chwilach sukcesu wielkim niebezpieczeństwem jest wielość ludzkich słów zachwytu. Euforia wyzwala poczucie wszechmocy i braku wszelkich ograniczeń. Głęboka iluzja polega na zwodniczym przekonaniu, że wspaniałe chwile i świetna passa będą trwać zawsze.  W takim stanie zły duch podsuwa często wizje dalszych świetlanych zwycięstw.  Jeżeli  człowiek nie jest dobrze przygotowany, wtedy sukces z czasem może zamienić się w przekleństwo. Moralny upadek i psychiczny rozpad.

  Z kolei w tragicznych sytuacjach uderzenie może być tak ciężkie, że człowiek zostaje wręcz znokautowany na „ringu świata”. W sercu rodzi się pełne bólu pytanie: „dlaczego mnie to spotkało?”. Życie wydaje się tracić jakikolwiek sens. Perspektywa samobójstwa wydaje się być jedynym rozwiązaniem. Spektrum takich ciężkich sytuacji jest ogromne.  Wspólnym mianownikiem jest to, że w horyzoncie życia pojawia się coś negatywnie zaskakującego i powalającego. Wnętrze człowieka przenika wtedy akt głębokiej niezgody. Każda sekunda zaczyna przypominać piekielne wieki, które już nigdy się nie skończą.  

„Odlotowa euforia” i „uziemiające przytłoczenie” to sytuacje, które mogą na zawsze zniszczyć życie. Dlatego warto nawet całe długie lata solidnie się przygotowywać, aby w chwilach życiowej próby dać sobie radę i tragicznie nie polec. Cała sztuka polega na tym, aby zbudować w sobie system zdrowego dystansu do wszelakich życiowych doświadczeń, zwłaszcza tych skrajnych. 

Doskonałym Mistrzem radzenia sobie zarówno w sytuacjach klasycznych jak i ekstremalnych jest Jezus Chrystus. Wyraziście możemy to zaobserwować z pomocą liturgicznych tekstów Ewangelii, które czytane są w Niedzielę Palmową czyli Męki Pańskiej (Mt 21, 1-11; 26, 14-27,66). Przedziwne, wręcz piorunujące zestawienie.  Oto najpierw Jezus wjeżdża uroczyście do Jerozolimy. Na ulicach pojawia się wiwatujący tłum, który woła głośno: „Hosanna Synowi Dawida. Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie. Hosanna  na wysokościach”.  Jezus otoczony jest ludzkim uwielbieniem i nic nie wskazuje na to, że wszechobecny aplauz może zniknąć. Rzucane na drogę płaszcze i gałązki z drzew dają podstawę do tego, aby Niedziela Palmowa była synonimem stwierdzenia Niedziela Boskiego Uwielbienia. 

A jednak w bardzo szybkim czasie sytuacja ulega diametralnej zmianie. Ten sam tłum staje się nośnikiem całkowicie odmiennych treści. W miejsce fascynacji pojawia się pogarda i diaboliczna żądza krwi.  Na widok Jezusa podburzeni przez arcykapłanów i starszych ludzie zaczynią wołać: „Na krzyż z Nim!”, „Krew Jego na nas i na dzieci nasze”. Jakakolwiek dyskusja z rozwścieczonym tłumem okazuje się niemożliwa. 

W tym wszystkim Jezus zachowuje wewnętrzną równowagę. W żaden sposób nie jest niewolnikiem ludzkiej fascynacji lub pogardy. Przechodzi ponad tym wszystkim. Nie daje się ponieść euforycznym nastrojom. Nie ulega także zdruzgotaniu z powodu żądnego krwi tłumu. Chrystusowy stan ducha można określić mianem  „świętej wolności serca”.  Jak to możliwe? Konkretne światło daje Jezusowa modlitwa w ogrójcu: „Ojcze … Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty”, „Ojcze… niech się stanie wola Twoja”. Wołanie to odsłania wewnętrzny priorytet. Nie jest to ludzka opinia i reakcja, ale Wola Boża. 

Takie podejście pozwala zachować dystans wobec sukcesów, porażek i wszelkich nastrojów społecznych. Można powiedzieć, że zachodzi stan najgłębszej życiowej afirmacji. Afirmacja taka polega na tym, że człowiek przyjmuje po prostu to, co się zdarza i wydarza. Jezus zaprasza, aby wypowiadać Bogu Ojcu jedno wielkie „Tak”; „Tak” wobec tego, co stanowi nasze aktualne życie wedle Woli Bożej...  

13 kwietnia 2014 (Mt 26, 14-27, 66)