Odejść z miłości


„Odejść z miłości”. Czy nie jest to wewnętrzna sprzeczność? Wszak odejście spontanicznie kojarzy się z brakiem miłości. Tak wiele zroszonych łzami wyznań, które zaczynają się od słów: „odszedł ode mnie”, „odeszła ode mnie”.

Rzeczywiście powierzchowna refleksja wskazuje na sprzeczność pomiędzy postawą odejścia i miłością. Gdy jednak przyjrzymy się głębiej relacjom międzyludzkim, odkryjemy coś wysoce zaskakującego. Nieustanne przebywanie ze sobą wcale nie prowadzi automatycznie do pogłębiania miłującej współobecności. Wręcz przeciwnie, z czasem może zaistnieć proces erozji, który powoduje oddalanie się od siebie, zamiast oczekiwanego  wzajemnego zbliżenia. Wyraziście pokazuje to dynamika wielu związków małżeńskich, gdzie ludzie początkowo niebotycznie szalejący za sobą, później nie mogą znieść swej obecność i każda okazja staje się dobra, aby uciec gdzieś ze swego rodzinnego domu. Dodatkowo, nieustanne „ludzkie siedzenie przy sobie” powoduje, że nie zostaje przyjęty „Boży dar” dla wspólnego dobra.  Aby w pełni zrozumieć te tajemniczo brzmiące stwierdzenia, trzeba dokonać fundamentalnego rozróżnienia dwóch rodzajów odejścia jednego człowieka od drugiego.  

Pierwsze odejście ma charakter zdecydowanie negatywny i motywowane jest egoizmem. To przypadek bolesnych zdrad i niewierności. Jeden człowiek zostaje opuszczony ze względu na drugiego, który staje się nowym obiektem zaspokojenia egoistycznych żądz. Złym odejściem może być także stałe opuszczanie bliskiej osoby, aby nieustannie przebywać z telewizorem lub gronem kolegów czy też koleżanek. Dokonuje się tu głębokie duchowe zubożenie. Jest to brak miłości, który generuje cały zestaw bolesnych zranień i niszczących uczuć.

Ale jest też absolutnie inny rodzaj odejścia, który ma charakter zdecydowanie pozytywny. Doskonałym tego przykładem jest  postawa Jezusa Chrystusa. Pewnego razu nie wsiadł razem ze swymi uczniami do łodzi, aby nieustannie im fizycznie towarzyszyć. Wręcz przeciwnie, odprawił ich w nocny rejs po jeziorze i „wyszedł na górę, aby się modlić w samotności. Zapadł wieczór, a On sam tam przebywał” (Mt 14, 24) . Tak więc, mówiąc konkretnie, Jezus pozostawił swych uczniów. Ale nie była to egoistyczna ucieczka, tylko pełne miłości odejście na spotkanie z Bogiem Ojcem. Dzięki temu, poprzez modlitwę, Jezus jako człowiek, zyskał moc,  która umożliwiła późniejsze skuteczne przyjście z pomocą pozostawionym uczniom, gdy stanęli wobec poważnego niebezpieczeństwa ze strony wzburzonych fal jeziora. Oto wzorzec świętego odejścia. Celem opuszczenia człowieka jest tu pójście na spotkanie z Bogiem, co umożliwia później pełniejszą służbę człowiekowi. Człowiek napełniony Bogiem, dzięki odejściu przyprowadza Jezusa, który ucisza wszelkie burze. Taki Boży człowiek rodzi pragnienie przebywania z nim, bo przez niego przyciąga sam Bóg.

Tak więc Boże odejście motywowane jest pragnieniem samotnej modlitwy. Owocem modlitwy zaś nie jest niszcząca pustka, ale budująca nowa pełnia. Istniejący poziom współobecności między ludźmi zostaje wydatnie pogłębiony i ubogacony. Modlitewne odejście powoduje pełniejsze przyjście do siebie. Miłość, rozumiana jako współobecność, zostaje oczyszczona, pogłębiona i wzmocniona. Odsłaniają się całe nowe obszary wyzwań, które stają się możliwe do podjęcia. W relacji małżeńskiej upływ czasu powoduje wtedy wzrost szczerego pragnienia bycia ze sobą we własnym domu.

Cała niezwykła rzeczywistość dokonuje się w przypadku odejścia człowieka, który z Woli Bożej podejmuje powołanie eremickie.  Dzięki jego fizycznej nieobecności pojawia się u „opuszczonych” głębszy poziom obecności Boga i dobra. Chrześcijanie w Egipcie od wieków są przekonani, że cała społeczność ogromnie zyskała dzięki temu, że swego czasu Paweł z Teb odszedł na pustynię. Poprzez dziesiątki lat samotnej modlitwy na pustyni wyprosił ogrom łask, których Bóg udzielał później m.in. poprzez życiodajne wody Nilu. Eremita nie odchodzi, aby egoistycznie zająć się swoim zbawieniem.  Pewien dziewięćdziesięcioletni pustelnik pięknie wyjaśnił sens pustelniczego zniknięcia ze świata: „Pustelnik odchodzi do Boga, aby modlić się za cały świat. Z miłością, za wszystkich ludzi!”. Na wzór Jezusa!

10 sierpnia 2014 (Mt 14, 22-33)