„Tak jest na pewno dobrze i wedle tego będę
postępował. Kompletnie nie interesuje mnie, co inni sądzą odnośnie takiego
zachowania”. Tego typu rozumowanie często charakteryzuje ludzi, którzy pragną
podkreślić swą niezależność i wolność. Zupełne nieprzejmowanie się zdaniem
otoczenia, lub jego części, postrzegane jest jako powód do dumy i daje nawet
poczucie duchowej wyższości. Przekonanie o słuszności jakiegoś rozwiązania jest
jedynym kryterium decyzyjnym. Żadne inne uwarunkowania nie są brane pod uwagę.
Ale czy takie zachowanie jest zgodne z Wolą Bożą?
Wiele do myślenia daje postawa Jezusa w
sytuacji, gdy poborcy dwudrachmy zarzucili Mu, że wraz z uczniami nie płaci
podatku na świątynię jerozolimską. Każdy dorosły Izraelita był zobowiązany do uiszczenia
w ciągu roku opłaty na utrzymanie świątyni, w wysokości dwóch drachm (pół
statera). Kto tego nie uczynił w czasie dorocznej pielgrzymki na święto Paschy,
mógł uregulować dług w miejscu zamieszkania. Poborcy podatkowi najwyraźniej
dopatrzyli się, że Jezus tego obowiązku nie dopełnił. Dlatego sformułowali
wobec Niego zarzut: „nie płaci dwudrachmy”. Jezus miał pełną świadomość
istniejącego prawa, zarazem oczywiście nie popełnił oszustwa i nie zamierzał
stosować jakichkolwiek oszukańczych praktyk. Jak to rozumieć? Przecież jako
dorosły Żyd powinien wypełnić obowiązujące prawo?
Otóż chodzi o to, że Jezus był nie tylko
człowiekiem, ale także Synem Bożym. Z kolei jako Syn Boży nie podlegał już
obowiązkowi płacenia na dom swojego Ojca; na tej samej zasadzie, jak syn króla
nie płaci królowi za pobyt w jego domu. Tak więc obiektywnie rzecz biorąc,
pomimo usłyszanego zarzutu i domyślnie otrzymanego nakazu uregulowania
zaległości, Jezus mógł nie płacić i miałby w tym względzie rację. Tak jednak
się nie stało. Jezus poprosił Piotra o uiszczenie podatku, stosując następującą
argumentację: „Żebyśmy jednak nie dali powodu do zgorszenia, idź … znajdziesz
statera. Weź go i daj im za Mnie i za siebie” (Mt 17, 27). Istotne znaczenie
odgrywa tu rodzaj argumentacji, który uwzględnia szeroki wachlarz czynników
wpływających na decyzję zgodną z Wolą Boga. Wola Boża nie ogranicza się jedynie
do „mojej racji”, ale bierze pod uwagę także inne uwarunkowania. Dzięki temu
decyzja finalna staje się źródłem możliwie największego dobra.
Jezus wziął pod uwagę żądania poborców, aby
uniknąć zgorszenia. W tamtych realiach nie byli oni w stanie zrozumieć prawdy,
że Jezus jest Synem Bożym. Zwykła odmowa wpłaty, bez tłumaczenia, zostałaby
odebrana jako brak troski o utrzymanie Bożego Domu i lekceważenie wspólnoty
wierzących Żydów. Próba mówienia o byciu Synem Bożym zakończyłaby się jeszcze
gorzej, posądzeniem o bluźnierstwo i religijny cynizm.
Tak więc w podejmowanych decyzjach trzeba także
brać pod uwagę fakt, aby w miarę możliwości nie być źródłem zgorszenia lub
zwątpienia, na skutek ograniczonych możliwości poznawczych ludzi. Bardzo ważne!
Nie należy tego rozumieć jako lękliwe martwienie się o dobrą opinię. Taka
motywacja jest moralnie zła. Nie ma tu bowiem troski o możliwie największe dobro
i prawdę, ale celem jest egoistyczne zamartwianie się o siebie. Zarazem, jeśli
wierność Bożej miłości i prawdzie domaga się słów i czynów, które
mogą zgorszyć niektórych, trzeba podjąć ten krzyż ludzkiego niezrozumienia i
pogardy.
Tak więc dwa błędy uniemożliwiają optymalne
decyzje i zachowania, zgodne z Wolą Bożą. Pierwszy błąd to ograniczenie się do
przekonań własnego „ja”, co prowadzi do wielkiego grzechu pychy i wcale nie
jest przejawem duchowej wielkości. Druga niewłaściwość to paraliżujące zniewolenie
„bożkiem opinii”, który ruguje z życia prawdziwego Boga. Jezus zaprasza nas do
mądrej życiowej postawy, która bierze pod uwagę racje zdrowego rozumu,
miłującego serca i fakt ludzkich ograniczeń w rozumieniu pewnych
spraw.
11 sierpnia 2014 (Mt 17, 22-27)