Śmierć i pustynia


Podążamy przez doczesne życie wraz z innymi ludźmi. Te wzajemne więzy mogą być bardzo silne. Wtedy jest oczywistością, że kochana osoba jest; właściwie trudno wyobrazić sobie istnienie świata bez jej obecności. Życiowe fakty pokazują jednak, że wszystko może ulec zmianie. Nagła śmierć jest tego spektakularnym przykładem.

Wiadomość o tragicznej śmierci brzmi początkowo jak koszmarny sen. Ale potem okazuje się, że informacja „nie żyje” zawiera niestety prawdziwy opis rzeczywistości. Po pierwszej fali niedowierzania pojawia się najczęściej druga fala wewnętrznego bólu i niezgody na zaistniałą rzeczywistość. Serce zaczynają wypełniać dramatyczne pytania. Dlaczego już się nie spotkamy?  Dlaczego kolejna rozmowa już nie będzie możliwa? Dlaczego istniejące dobro zostało brutalnie unicestwione?

Tak! To całkiem zrozumiała reakcja na nieobecność, która zastąpiła dotychczasową obecność. Człowiek po prostu pragnie dalszego trwania dotychczasowej miłości i przyjaźni. Nie można jednak zatrzymać się w takiej logice żalu, że „już nie ma i nie będzie tego, co było”. Nieakceptacja powoduje jedynie pogłębienie cierpienia i paradoksalnie generuje stan duchowego oddalenia od fizycznie utraconej osoby. Czy istnieje więc jakiś inny sposób bardziej właściwego reagowania? Zdecydowanie tak! To logika dziękczynienia! Na czym polega?

Tym razem spojrzenie na zaistniałą rzeczywistość ulega radykalnej zmianie. Zamiast braku zgody na dalszą nieobecność, na plan pierwszy wysuwa się dziękczynienie za dotychczasową obecność. Serce zaczyna wypełniać dziękczynienie za każde usłyszane słowo, za każde serdeczne przytulenie, za każde niepowtarzalne spotkanie. Przecież tego wszystkiego mogło nie być. To, co było, wcale nie musiało być. Oprócz Boga nie ma nic koniecznego! Takie spojrzenie dziękczynienia nie jest iluzoryczną ucieczką w przeszłość. Wręcz przeciwnie to wchodzenie w serce rzeczywistości, która nigdy nie przemija. Gdy mówię „dlaczego znów go nie usłyszę”, „dlaczego znów jej nie zobaczę”, zanurzam się w pustą przestrzeń bezsensu. Gdy ze łzami wypowiadam słowa wdzięcznego zachwytu: „niepojęte, naprawdę z nim rozmawiałam”, „ naprawdę ją widziałem”, wówczas zanurzam się w ocean Wiecznego Sensu. To, co było, staje się „wiecznym jest”. W miejsce cierpiącego buntu pojawia się miłująca zgoda, która umożliwia nowy wymiar współobecności. Doczesność staje się smakowaniem Wieczności, która jest utrwaleniem każdej zaistniałej chwili miłości.
Dziękczynienie za doświadczone dobro to piękny cel, ale zarazem bardzo trudny do osiągnięcia.  Jeśli człowiek pozostaje nieustannie w „światowym zawirowaniu”, wówczas skazany jest na trwanie w izolującym żalu lub bezwiednie ucieka w powierzchowność.  Śmierć bliskiej osoby może być podjęta w logice wdzięczności jedynie z pomocą doświadczenia pustyni. Ta prawda odnosi się zarówno do śmierci w sensie dosłownym (śmierć ciała), jak i przenośnym (ciało nadal żyje, ale dotychczasowa forma fizycznej współobecności już nie jest możliwa).

Wyraziście tę drogę podejmowania śmierci poprzez doświadczenie pustyni pokazuje sam Jezus Chrystus. W Ewangelii znajdujemy bezcenny zapis: „Gdy Jezus usłyszał o śmierci Jana Chrzciciela, oddalił się stamtąd w łodzi na miejsce pustynne, osobno” (Mt 14, ). Istnieje ścisły związek pomiędzy pustynią i śmiercią. Na pustyni jak bańka mydlana pryskają sprawy drugorzędne. Pustynia jest przedziwną przestrzenią, gdzie człowiek dotyka tego, co prawdziwie najważniejsze. Pustynia jest miejscem umierania, które zarazem pozwala przezwyciężyć wyzwanie śmierci. Stając twarzą w twarz wobec śmierci, otrzymujemy bezcenną szansę głębokiego spotkania Boga i w Bogu możemy „odzyskać” człowieka.

Mówiąc precyzyjnie, pustynia jest „świętym narzędziem”, przy pomocy którego Bóg może dokonać najbardziej  skomplikowanych operacji naszego cierpiącego serca. Serce zaczyna wypełniać dziękczynienie. Jezus będąc na pustyni „spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo”. Dziękując Bogu na pustyni, stajemy się zdolni do właściwego przeżywania śmierci. Pustynne dziękczynienie to droga od doczesnej śmierci do Wiecznego Życia…

3 sierpnia 2014 (Mt 14, 13-21)