Usłyszeć upokarzające słowa. Odczuć pogardliwe
spojrzenia. Tak wiele obrazków z życia codziennego, które ilustrują
te przykre sytuacje. W człowieku budzi się spontaniczny opór wobec braku
fundamentalnego poszanowania. Często pojawia się także zdenerwowanie, a nawet
wściekłość. „Jak mógł mnie tak potraktować? Jak śmiała mi coś takiego
powiedzieć?”. Człowiek powinien respektować godność drugiego człowieka. Ale gdy
tak nie jest czy warto zatrzymać się na poziomie negatywnych „myśli i uczuć
zwrotnych?”.
Oczywiście lepiej, żeby nie było upokarzających
zachowań. Ale jeżeli już zaistnieją, dla chrześcijanina jest to dar na drodze
wzrostu duchowego. Odsłania się realna szansa pogłębiania pokory, która jest
niezbędnym warunkiem przyjęcia Bożej łaski. Jeśli tylko spotykamy się z miłymi
zachowaniami, wtedy grozi nam pycha i złudne przekonanie o swej
„świętości”. Niektóre „duchowe osoby”, gdy doświadczają uznania, promieniują
uśmiechem na twarzy i anielskim tonem głosu. Ale nie daj Boże,
gdy ktoś potraktuje je lekceważąco! Wówczas „oblicze słoneczne” przeobraża się
w „oblicze marsowe”. Na wierzch wypływa pycha, która obnaża pseudo-duchowość
bez Ducha Świętego. Dla prawdziwie duchowego chrześcijanina, pogarda staje się
środkiem, który pomaga do szpiku kości wzrastać w pokorze.
W ten sposób dochodzimy do odkrycia, które może
totalnie przeobrazić smak codzienności. Jakże wielu ludzi żyje nieustannie w
cierpieniu, gdyż w pracy lub w domu otrzymują stały komunikat „jesteś
człowiekiem drugiej kategorii”. Zamiast pogrążać się w niszczącym bólu, lepiej
dziękować za „pomoc” w dogłębnym odczuciu swej nicości. Perspektywa ulega
radykalnej zmianie. To, co wcześniej unieszczęśliwiało, z Bogiem staje się
środkiem uszczęśliwiającym. Doświadczane upokorzenia stają się glebą, na której
pięknie wzrastają wiara, nadzieja i miłość.
Dziękujmy za wszelkie sytuacje, gdy ktoś
potraktuje nas jak powietrze. Kiedyś rano modliłem się: „Panie Jezu, jestem
niczym, jak niewidoczne powietrze”. Jezus uważnie wysłuchał i dopuścił, aby ta
deklaracja stała się faktem. W południe miałem spotkanie z pewnym człowiekiem.
W trakcie rozmowy zadzwonił do niego telefon. Odebrał i zaczął rozmawiać.
Upłynęło kilka minut, potem kilkanaście. Po pół godzinie uległem niecierpliwym
myślom w rodzaju „jak on mnie traktuje?”. Niestety, granice moich możliwości
skończyły się po godzinie. Wtedy sucho powiedziałem, że już muszę
iść (choć w sumie jeszcze mogłem zostać). Pomachał mi na pożegnanie i dalej
rozmawiał. W głowie pojawiły się „zdenerwowane” myśli: „Potraktował mnie jak powietrze”. Wieczorem
na modlitwie Pan nieco otworzył mój wysoce prze-tępy umysł. W sercu usłyszałem:
„Przecież powiedziałeś, że jesteś niczym, jak powietrze. A czy ktoś skraca czas
rozmowy dlatego, że w pokoju jest powietrze? Powiedziałeś, że jesteś niczym, no
to nie miej pretensji, że ktoś rozmawiając potraktował cię tak, jakby cię nie
było”. Olśnienie. Zrozumiałem, że ta sytuacja była pięknym darem Bożej
Opatrzności. Teraz czuję wobec tego człowieka serdeczną wdzięczność, że tak
pięknie pozbawił mnie pewnych iluzji i pomógł zrobić malutki kroczek na drodze
pokory.
W tych duchowych zmaganiach może nam pomóc
ewangeliczna Kananejka (por. Mt 15, 21-28). Gdy pewnego razu skierowała do
Jezusa błagalną prośbę, usłyszała: „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucić
psom” (chodziło o psa domowego). Po takiej odpowiedzi wielu uniosłoby się dumą:
„Jak mógł mnie tak potraktować?”. I odeszliby urażeni, tracąc wielką łaskę. Owa
kobieta jednak pokornie wysłuchała, że jest jak pies. Co więcej, jeszcze
bardziej pogłębiła swe uniżenie, mówiąc, że nawet „szczenięta jedzą z okruszyn,
które spadają ze stołu ich panów”. Kananejka zgodziła się być wobec Jezusa jak
pies domowy wobec pana. Każdy, kto z taką pokorą przejdzie bolesną próbę
upokorzenia, może być pewien, że usłyszy od Jezusa: „wielka jest wiara twoja;
niech ci się stanie, jak chcesz”…
17 sierpnia 2014 Mt 15, 21-28)