Serce przy Sercu


Cierpienie… dotkliwe doświadczenie braku. Spontanicznie, przyczynę upatrujemy w zewnętrznych uwarunkowaniach. Ktoś nie daje tego, co wedle naszych wyobrażeń umożliwiłoby szczęście. Najbardziej doskwiera niedobór lub zupełny brak miłości. Serce boleje i obumiera,  gdyż „z zewnątrz” nie otrzymuje tego, czego pragnie.  Rzeczywiście, niejednokrotnie tak jest…

Istnieje jednak wiele dobra, którym się nie nasycamy, gdyż nasze serca pozostają ślepe i zamknięte. Są to promienie miłości, które pragną wniknąć do naszego wnętrza i nas uszczęśliwić, ale nie mogą, gdyż serce nie jest otwarte, aby je przyjąć. W wyniku tego tracimy otrzymywany czysty strumień dobroci, skazując się na "brudny staw" złych uczuć i nastawień. Oto stan duchowy, gdy wobec Dobra serce nie przypomina odważnie otwartej bramy, ale lękliwie zaryglowane wrota.  

W świetle uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa można powiedzieć, że Chrystus wypromieniowuje ze swego Serca promienie miłości, którymi pragnie wypełniać w niepowtarzalny sposób każdego człowieka. Ale ludzkie serce wobec tego daru może odpowiedzieć postawą otwarcia lub zamknięcia: „Pragnę, przyjdź, wypełnij mnie i uświęć” lub „Nie chcę, odejdź, nie potrzebuję”.

Dzisiejsze wspomnienie Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny jest wspaniałą pomocą w tych zmaganiach z samym sobą, wobec świętości, miłości, cierpienia i szczęścia.  Niegdyś serce Maryi było szczególnie czczone jako „Najświętsze Serce Maryi”. Obecnie, od XIX wieku akcent pada na przymiot „niepokalane”, stąd aktualna nazwa wspomnienia; określenie „najświętsze serce” pozostaje zarezerwowane dla Jezusa. W ten sposób zostaje wydobyta cenna prawda. Otóż pomiędzy Jezusem i Maryją istnieje ścisła relacja. Jezus jest Bogiem, dlatego jego Serce jest najświętsze. Maryja jest człowiekiem. Jej serce jest niepokalane i święte dzięki obdarowaniu przez Boga. Wielkość Maryi polega na tym, że doskonale „na oścież” otworzyła swe serce na uszczęśliwiające, uświęcające i nasycające promienie, którymi Bóg zapragnął ją wypełnić. Przyjęła w siebie wszystko, czym miłujące Serce Jezusa postanowiło ją obdarzyć.

Maryja jest święta świętością Chrystusa, a nie sama z siebie. Nie jest samowystarczalną boginią. Tę prawdę dobrze ilustruje metafora Słońca i Księżyca. Słońce świeci własnym światłem. Księżyc natomiast jest widoczny w nocy, gdyż odbija światło słoneczne; jest niejako otwarty na promienie Słońca, nasyca się nimi i przekazuje dalej. Dzięki temu Księżyc lśni na nieboskłonie na wzór Słońca, mocą energii słonecznej.  Maryja jest jak „święty Księżyc”, promieniująca „super-świętością Słońca”, którym jest Chrystus.

Ta metafora pomaga także dostrzec dwie pokusy. Otóż przy pierwszej, Księżyc „widzi” tylko ciemność wokół siebie, nic więcej. To przypadki, gdy serce zamyka się w swym cierpieniu i odrzuca wszelki strumień dobra. Skutkiem tego jest obumieranie. Serce jest nieszczęśliwe, błędnie sądząc, że nie istnieje światło miłości. W drugim przypadku, Księżyc popada w iluzję bycia Słońcem. Jest to pyszne postrzeganie siebie jako bogini/bóstwo, która/e emanuje własnym boskim światłem. Taki człowiek odwraca się od Boga. Ewentualnie „jakoś” otwiera się, ale ze wszystkim robi Bogu i człowiekowi łaskę; tak, jakby Księżyc mówił wyniośle do Słońca: „Dziękuj za moje światło”. Taka pycha prowadzi do upadku i wewnętrznej ciemności, co pokazuje tragedia szatana i jego naśladowców.

Maryja daje nam realistyczny przykład, jak otwierać swe serce na Chrystusa. Przede wszystkim pokornie godzi się na doświadczenia, które ją spotykają. Otwiera swe serce, choć nie rozumie Bożych planów. Następnie jest tą, która „chowała wiernie te wspomnienia w swym sercu” (por. Łk 2, 41-51). Jest to swoiste „duchowe wchłanianie” otrzymanych Bożych promieni. W ten sposób Maryja coraz głębiej rozumiała Boży sens tego, czym została obdarowana. Na ziemi w pełni otworzyła swe serce na promienie Bożej miłości. Dzięki temu, doznaje teraz niebiańskiego ukojenia. Na wieki raduje się uszczęśliwiającą Obecnością Bożej Miłości. Maryjo, módl się za nami…

13 czerwca 2015 (Łk 2, 41-51)