Motywacja ma duży wpływ na końcowy rezultat podejmowanych działań. „Wyjście na pustynię” jest bardzo dobrym przykładem tej zależności. Pustynia w przyrodzie jest bezmiarem piasku i słonecznego żaru. Uderza wszechogarniająca pustka, która ostro kontrastuje z bogatą roślinnością i gwarem ludzkich osiedli. Wyruszenie na pustynne obszary może mieć dwie fundamentalne motywacje. W zależności od nich finał będzie przerażający lub wspaniały.
Pierwsza motywacja charakteryzuje się tym, że
człowiek chce uciec od ludzi i drążących go wewnętrznie problemów. Doświadczone
ciosy skłaniają ku temu, aby jak najbardziej odizolować się od niszczących
„osiedli ludzkiego zła”. Bóg nie jest brany pod uwagę, gdyż świadomość
wypełniona jest rozpamiętywaniem otrzymanych zranień. Do tego dochodzą problemy
życia codziennego: kłopoty rodzinne, stresy w szkole lub na uczelni, relacje w
pracy, poczucie bezsensu podejmowanego trudu. W człowieku zaczyna pulsować
pragnienie, aby pewnego dnia obudzić się w świecie, gdzie tego wszystkiego po
prostu już nie będzie. Próbą spełnienia tego marzenia jest nieraz pomysł
„odejścia na pustynię”. Powstaje dyskretna nadzieja, że przytłaczający „padół
łez” przestanie istnieć i wreszcie zapanuje wyzwalająca błogość i kojąca cisza.
Krótki okres odejścia od codzienności może
rzeczywiście okazać się pomocnym przerywnikiem w codziennej gonitwie i posłuży
jako regenerujące oderwanie od szarej codzienności. Ale problemy w swej istocie
i głębi pozostaną. Co więcej, po pewnym czasie cała problematyczność życia nie
tylko się ujawni, ale stanie się widoczna z jeszcze większą wyrazistością.
Pustynia bezwzględnie obnaży rzeczywistość, od której nie da się uciec. Kłopoty
w relacjach z innymi staną się jeszcze bardziej czytelne. Przede wszystkim
jednak może się rozpętać prawdziwa „burza piaskowa” w przestrzeni ducha. Jak to
rozumieć? Otóż wszystkie problemy, jeden po drugim, zaczną krzyczeć z wielką
siłą. W ciszy z głębokich pokładów wnętrza zaczną się wydobywać bolesne obrazy,
powodujące poczucie zagubienia i przytłaczającego chaosu. Pośród ciszy
zewnętrznego otoczenia pojawi się ogrom krzyków w wewnętrznym świecie. Niby
miało być spokojniej, a tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie. Człowiek staje
sam na sam wobec atakujących „bestii i potworów”.
Wielu ludzi intuicyjnie przeczuwa taki stan,
dlatego rzucają się w wir pracy, aby za wszelką cenę uniknąć pustynnego
klimatu. Dla niektórych osób kilka godzin ciszy i samotności staje się
wyzwaniem zdecydowanie ponad siły. Lepiej wciąż wymyślać sobie jakieś zajęcia i
uciec od problemów niż wyjść na uśmiercającą pustynię. Takie wyjście
skończyłoby się przegraną; dotkliwe poczucie kolejnej życiowej porażki.
Oczywiście pycha może dać początkowo siły do trwania na pustyni, ale to może
skończyć się tragicznie. Zamknięcie się w sobie zawsze przechyla egzystencję w
kierunku śmierci samobójczej. Co z tego wynika?
No cóż, jedna zasadnicza sprawa. Dobrowolne
wyjście na pustynię ma sens tylko i wyłącznie przy jednej motywacji. Jest to
poszukiwanie Boga lub przynajmniej pozytywnych wartości, jak prawda i miłość. W
pierwszym etapie wszystko zacznie się dziać jak w poprzednio opisanej sytuacji.
W ciszy zewnętrznej pojawi się wewnętrzny, intensywny głos, a nawet krzyk. Ale
tym razem sposób reagowania jest zdecydowanie odmienny. Przede wszystkim
człowiek nie pozostaje zamknięty w sobie, ale przyjmuje postawę „szeroko
otwartych rąk” wobec Boga, którego całym sercem pragnie przyjąć. Owo
egzystencjalne otwarcie wprowadza na drogę życia i daje coraz pełniej smakować
Bożej Nieskończoności. Wiara daje siłę: jeśli Bóg jest z nami, któż może być
przeciwko nam? Jednocześnie ma miejsce pozytywne podejście do ujawniających się
problemów. Wszak nie chcieliśmy od nich uciekać, lecz wraz z Bogiem twórczo
podjąć. Dzięki takiej postawie pustynia staje się czasem duchowego oczyszczenia
i uzdrowienia. Pustynna przestrzeń przeobraża się w miejsce narodzin nowego
życia. Z Bożą pomocą rozpoczyna się autentyczna droga ku Wiecznej Oazie Życia…
24 lipca 2015 (Mt 13, 18-23)