Pustynne niebezpieczeństwa


            Na drodze powołania pustelniczego bardzo duże znaczenie ma uporządkowany rytm dnia. Poszczególne modlitwy i prace powinny mieć miejsce o określonych godzinach. Oczywiście jest to ważne w sensie organizacyjnym, zwłaszcza dla wspólnot pustelniczych w klasztorach. Ale ten motyw nie jest najważniejszy. W życiu pustelniczym występuje realna rzeczywistość pustyni, czyli swoista zewnętrzna pustka. W organizacji społecznej występuje wiele narzuconych odgórnie prac i obowiązków. Społeczeństwo staje się autorem programu dnia konkretnego człowieka. Jest to nawet bardzo mocna presja, aby podejmować różne działania.

Sens życia pustelniczego polega na tym, aby zrezygnować z obecności w strukturach społecznych oraz ze społecznej działalności ze względu na Boga. Konsekwencją tej decyzji jest pewna doczesna pustka. Nie ma licznych spotkań z ludźmi.  Nie ma wielu iluzorycznych form aktywności, które pochłaniają czas. Podstawowe prawo fizyki  mówi zaś, że przyroda nie cierpi pustki. Dlatego ma miejsce automatyczne wypełnianie jakąś nową treścią. Jednakże rezygnacja z doczesnych relacji ludzkich nie prowadzi automatycznie do nawiązania głębokich relacji z Bogiem. Na pustyni jeszcze bardziej ukazują się pierwotne potrzeby ludzkie o charakterze materialnym, jak np. konieczność jedzenia. To generuje potężną walkę duchową. Cechą charakterystyczną materii jest bezwładność. I tu dochodzimy do głębokiego sensu precyzyjnej organizacji życia na drodze pustelniczej.

Chodzi o to, aby pobyt na pustyni nie zakończył się tragicznie. Po pierwszym zachwycie i czasie „początkowych" łask, istnieje realne niebezpieczeństwo, że zamiast aktywnej Bożej energii pojawi się bezwładna i bezładna ludzka niemoc. Pustynia nie będzie miejscem narodzin do nowego życia, ale śmierci. Te zasady są szczególnie ważne na indywidualnej drodze pustelniczej. Tutaj człowiek pozostaje nawet fizycznie sam. Bez odpowiedniej samodyscypliny, „człowiek może bardzo szybko się rozłożyć”. Jak to rozumieć? 

Otóż należy pamiętać o niebezpieczeństwie, które określane jest mianem acedii. Znaczy to, że człowieka ogarnia niemoc, bezwład i stopniowo narasta niezdolność do podejmowania trudu. Monotonia codzienności coraz bardziej przytłacza i staje się swoistym walcem, który bezwzględnie miażdży całe życie. Smutną konsekwencją może być beznadzieja, która przenika świadomość. Kto ulegnie tej pokusie, zamiast pięknego Bożego życia doświadczy przygnębiającej wegetacji. Pamiętając pokornie o takich zagrożeniach,  aby się optymalnie ubezpieczyć, trzeba na drodze pustelniczej posiadać precyzyjny projekt realizacji powołania, zapisany w opracowanej przez siebie Regule życia.

Ponadto niezbędny jest precyzyjny rozkład dnia, gdzie poszczególne czynności są rozpisane na zasadzie „grafika godzinowego”. Dla „człowieka światowego” monotonia jest poważnym wyzwaniem. Ale dla pustelnika to może być element bardzo pomocny. Nie ma chaosu. Są warunki do skupienia i wyciszenia. Rozkład dnia może oczywiście ulegać zmianie. Chodzi o to, aby jak najbardziej pomagał w pogłębianiu życia z Bogiem. Pustelnik ma zorganizowany dzień i niejako przechodzi „od punktu do punktu”. To pomaga w realizacji podjętych zobowiązań w aspekcie modlitwy i pracy. To wspiera wewnętrzne uporządkowanie, które z kolei chroni przed bezwładnością i pomaga w otwarciu serca na Boże łaski.

Na drodze pustelniczej konkretny rozkład dnia jest niczym kręgosłup i szkielet, na którym osadzone jest całe ciało. Gdy pęknie kość, ciało staje się w danym miejscu bezwładne. Oczywiście nie można zapomnieć, że ten program dnia, choć niezwykle ważny, jest tylko pewnym środkiem pomocnym na drodze do Boga. Obok bezwładności, nie można popaść w inną skrajną pokusę, którą jest zabijające ducha skostnienie. Sam szkielet  bez ciała nie należy do widoków szczególnie pięknych. W tym świetle trzeba nieustannie przyglądać się realizowanym czynnościom i wprowadzać niezbędne korekty. Reguła powinna optymalnie pomagać w przyjmowaniu Ducha Świętego. Tylko Duch Święty jest w stanie wypełniać człowieka Bożym Życiem na drodze pustynnych zmagań…  

11 lipca 2015 (Mt 19, 27-29)