Miłość i powołanie


           Każdy z nas otrzymał od Boga niepowtarzalne powołanie... Życie jest fundamentalnym darem, który przypomina nieukształtowaną glinę. Ta glina potrzebuje konkretnej formy, aby przeobrazić się w piękne naczynie. Tą formą jest właśnie powołanie, które pierwotnie wpisane jest w najgłębszy rdzeń naszego życia. Nie jest to wtórny dodatek, będący konsekwencją zaistniałych po urodzeniu sytuacji, osiągnięć lub porażek. Można powiedzieć, że istnieje swoisty „powołaniowy kod DNA”, utrwalony w najgłębszych pokładach naszego serca.

Autorem tego „super-świętego zapisu” jest Stwórca, który w swym Boskim Sercu nosi odwieczne plany odnośnie wszelkiego istnienia. Człowiek nie jest twórcą swego powołania. Wielkim błędem byłoby myślenie, że powołanie jest np. jakąś formą nagrody lub „odznaczenia”. Nie ma także sensu zastanawiać się, dlaczego otrzymałem takie, a nie inne powołanie. Ostatecznym wyjaśnieniem jest misterium Boskiej miłości, mądrości i wolności. Bóg jest wolny w podejmowanych wyborach. Jednocześnie zróżnicowanie dróg nie oznacza istnienia „lepszych” i „gorszych” powołań. Z perspektywy wieczności wszystkie one są równe, jedynie w różny sposób odzwierciedlają piękno Boga.  

Trzeba mocno podkreślić, że w Bogu istnieje ścisły związek pomiędzy wolnym wyborem i miłosierdziem. Bóg jest absolutnie wolny w swym prawie decydowania, jakie powołanie udzielić konkretnemu człowiekowi. Wyraziście pokazuje to moment ustanowienia Dwunastu Apostołów, co Ewangelista opisuje następująco: „Jezus wszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a ono przyszli do Niego” (por. Mk 3, 13-19). Centralne znaczenie ma tu prawda: „przywołał tych, których sam chciał”. Jako Bóg Jezus dokonał wyboru w pełni autonomicznie, bez żadnej zewnętrznej determinacji. Ale nie należy rozumieć tego na zasadzie „boskiego kaprysu”. Nie jest to wybór totalitarnej władzy, która decyduje o wszystkim, włącznie z prawem do życia i śmierci. Nieraz oznacza to szatański ucisk czy wręcz eksterminację. W Bogu wolny wybór jest doskonale zespolony z nieskończonym miłosierdziem. Miłosierdzie jest to miłość w działaniu. 

Bóg doskonale zna każde ludzkie życie, które przecież sam stworzył. Dlatego dobiera najlepsze dla niego specyficzne powołanie w kontekście doczesności i wieczności. Proponuje także najlepszy „piec doświadczeń życiowych”, przy pomocy którego ukształtowana glina powołania będzie mogła być solidnie wypalona, aby stać się pięknym i trwałym naczyniem na wieczność.

 Tak więc, czerpiąc z metafory gliny, możemy wyróżnić trzy zasadnicze etapy egzystencjalne u człowieka. Najpierw jest bezkształtna glina życia. Następnie ta glina jest ukształtowana poprzez zespolenie z idealną dla siebie formą powołania. Stan na tym etapie można porównać do naczynia, które ma już kształt, ale jest nietrwałe, gdyż glina jest nadal świeża. Dlatego niezbędny jest trzeci etap, kiedy glina jest wypalana w życiowym piecu. Jest to proces długotrwały, przebiegający właściwie przez cały czas realizacji powołania. Chodzi o to, aby powstała jak najbardziej trwała konstrukcja duchowa, która po przejściu „granicznego testu” w chwili śmierci ostanie się na wieczność.

 Istotą  tej ostatecznej weryfikacji jest miłość. Na Sądzie Ostatecznym ludzkie naczynie doświadczy bez żadnych zasłon promieniowania Boskiej Miłości. Ostatnie się tylko to, co w człowieku w ciągu życia, na drodze realizacji powołania, przeobraziło się w niezniszczalne złoto miłości; precyzując, nie-miłość przestanie istnieć, zaś miłość jeszcze bardziej zostanie nasycona poprzez Boską Miłość. Dlatego wszelka miłość w sercu na ziemi w wieczności spowoduje „niebotycznie” większe doświadczenie szczęścia niż na ziemi.

W tej perspektywie wspaniale rozbłyska wewnętrzna jedność Bożego Miłosierdzia i Sprawiedliwości. Ostatecznie nie będzie się liczyć rodzaj powołania, ale miłość, z jaką je zrealizowaliśmy. Przy czym właściwe rozpoznanie powołania ma wielkie znaczenie. Dzięki temu bowiem mamy optymalną sytuację na drodze wzrastania w miłości. Warto brać przykład z Apostołów, którzy po otrzymaniu od Jezusa konkretnego zaproszenia „przyszli do Niego”. 

           22 stycznia 2016  (Mk 3, 13-19)