Zaufać Bogu


          "Zaufaj Bogu!"… To nie jest przymus moralny, który człowiek wierzący powinien realizować. Przy takim podejściu, nawet najpiękniejsze dary duchowe będą ciążyć jak stalowa kula przytwierdzona łańcuchem do nogi. Zaufanie Bogu to serdeczne zaproszenie, które warto podjąć w naszych codziennych zmaganiach.

Bóg stworzył świat z miłości. Niestety, szatan sprawił i wciąż sprawia, że świat często bardziej przypomina piekło aniżeli niebo. Efektem tego są wielorakie struktury zła, które mają potężną siłę miażdżenia ludzkich sumień, dusz i ciał. Ale Bóg nie zostawił człowieka na pożarcie demonicznym siłom. Gdy Jezus posyłał Dwunastu na misję „dał im też władzę nad duchami nieczystymi” (por. Mk 6, 7-13).  Ten dar jest wciąż aktualny. Jeśli jesteśmy zjednoczeni z Jezusem, wtedy otrzymujemy Ducha Świętego. Duch Święty ma moc odeprzeć wszelkie ataki duchów nieczystych. Cała trudność polega jednak na tym, że w krytycznych chwilach lub w ciężkich okresach można odnieść wrażenie, że ciemność na zawsze pokonała światłość…

Ale to tylko pokusa. W każdej sytuacji otrzymujemy od Boga potrzebne łaski, aby skutecznie dać sobie radę. Ale ta prawda zadziała tylko wtedy, gdy będziemy całą ufność pokładać przede wszystkim w Bogu, a nie w sobie lub w światowych siłach. Taki jest sens duchowego przesłania, które Jezus wypowiedział poprzez Apostołów do nas wszystkich: „I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie”. Co robić, aby ta prawda nie pozostała na poziomie odrealnionego ogólnika?

Przede wszystkim konieczny jest czas modlitewnego zatrzymania. Jest to swoiste doświadczenie pustyni, gdy wszystko odkładamy na bok i po prostu jesteśmy przed Bogiem „twarzą w Twarz”. Wystarczy zwyczajne klęczenie lub siedzenie przed wizerunkiem, który przedstawia Pana Jezusa, Maryję lub świętych. Te zewnętrze znaki uświadamiają nam Bożą Obecność. Proste trwanie pomaga wyhamować w sensie fizycznego zapędzenia, ale także w aspekcie negatywnych strumieni myśli. W początkowej fazie praktykowania pustynnego wyciszenia intensywność różnorakich myśli może wzrosnąć w chwilach zatrzymania. Ale nie należy się martwić, gdyż jest to swoisty „detoks”, który z czasem będzie się zmniejszał na rzecz wewnętrznego pokoju. Specyfiką tego procesu jest zyskiwanie coraz większego dystansu do ludzkich słów i postaw, które sprawiły nam ból czy wręcz głęboko zraniły. Spada poziom wewnętrznego chaosu, zwiększeniu ulega jasność umysłu oraz wrażliwość serca. To wszystko przynosi dwa zasadnicze owoce. 

Najpierw na poziomie natury zyskujemy zdolność bardziej racjonalnego i trzeźwego działania. Następnie jesteśmy w stanie  przyjmować dar nadprzyrodzonej miłości. W takim duchowym klimacie wzrasta w nas fundamentalne przekonanie, że Bóg w każdej sytuacji znajdzie adekwatne rozwiązanie. Jest to pewność, która w głębi serca przeżywana jest jako kojąca i uspokajająca oczywistość. Moc tego przeświadczenia jest większa niż wszelkie atakujące zwątpienia, lęki i skłonności wpadania w panikę. 

Trzeba podkreślić, że ufność pokładana w Bogu wymaga nieustanego pielęgnowania cnoty pokory. Gdy znika pokora, wtedy pierwsze skrzypce zaczyna grać pycha, co powoduje zepchnięcie Boga na dalszy plan. Skutkiem tego jest ufanie sobie, co działa jak super-izolator, który blokuje dopływ do serca Bożych łask.  W tym kontekście warto praktykować głębokie pokłony przed Bogiem, włącznie z dotknięciem podłoża przez głowę. Wtedy nie tylko dusza, ale także całe ciało wchodzi w stan dogłębnego ukorzenia przed Bogiem. Całym sobą uznaję, że jestem od Niego zależny. Bóg, widząc swe pokorne dziecko, jest do głębi poruszony i odpowiada potrzebnymi darami swego Miłosierdzia. 

Takie kontemplacyjne trwanie z Jezusem nie tylko nam pomaga, ale sprawia także, że stajemy się płodnymi głosicielami Ewangelii. W kolejnych sercach, najczęściej bez naszej wiedzy, rozbłyskuje blask Chrystusowego Światła… Wszak owocność ewangelizacji zależy od stopnia zjednoczenia z Jezusem, Dawcą Ewangelii. 

           4 lutego 2016 (Mk 6, 7-13)