Życiowa szansa czy niebezpieczeństwo?


Cudowne uzdrowienia, które pozwalają wrócić do pełni sił. Fantastyczne propozycje, które niosą obietnice radykalnej odmiany ciężkiego życia. Poruszające rozmowy, po których myśli kłębią się z wielką intensywnością. Tajemnicze zdarzenia, po których aż trudno z wrażenia usnąć.  

Bezpośrednie spotkania, otrzymane lub znalezione informacje, niejednokrotnie konfrontują nas z niezwykłymi sytuacjami, które trudno zaszufladkować w oparciu o wcześniejsze życiowe doświadczenia. W naturalny sposób w człowieku rodzi się jakiś rodzaj odpowiedzi. Nie ma prostego klucza, jak zachować się w zetknięciu z nieokreślonością, która nieraz spada jak grom z jasnego nieba. Warto jednak uzmysłowić sobie dwie reakcje, które zdążają raczej w złym kierunku. Mogą one przynieść niezbyt ciekawe rezultaty: bolesne wpadki lub utracone szanse. 

Pierwsze zachowanie charakteryzuje się automatycznym powstawaniem całkowitego zamknięcia na to, co bliżej nie jest dotąd znane. Nieufność staje się podstawowym uczuciem, które rodzi się w odpowiedzi na jakiekolwiek nowe propozycje, zwłaszcza mające blichtr wyjątkowości. Nawet najbardziej porządnie wyglądająca wspaniałość spisana jest na straty ze względu  na swą nowość i nieokreśloność. Niektórzy ze względu na lęk przed „nieznanym” zmarnowali szansę wejścia w związek małżeński z prawdziwie szlachetnym człowiekiem. Np. pewna kobieta wybrała na męża nadużywającego alkohol mężczyznę, który w ten sposób przypominał pijącego ojca. Odrzuciła bardzo sensownego kandydata „bez picia”. Teraz nie może tej decyzji odżałować.  

Drugie zachowanie,  to odmienna skrajność. Tym razem na plan pierwszy wysuwa się naiwność. Zwłaszcza w ciężkich sytuacjach życiowych, taki człowiek chwyta się „brzytwy” jakiegoś cudownego rozwiązania. Naiwny człowiek nie doświadczywszy wcześniej większego zła, nie zdaje sobie sprawy, że w pięknej pochwie może się kryć ostry, bezwzględnie zabijający miecz. Dla niektórych kobiet rewelacyjne obietnice pracy skończyły się horrorem w domach publicznych. Niepowtarzalnie atrakcyjny kandydat na męża okazywał się oszustem, który przy okazji jeszcze wykorzystał. Doznane fizyczne uzdrowienia, po wizycie u uzdrowiciela,  przeobraziły się z czasem w głębokie problemy psychiczne, rodzinne, a nawet demoniczne dręczenia. 

Jak widać, lepiej nie popadać w postawę „skrajnego zamknięcia” lub „skrajnego otwarcia”. Wtedy można zmarnować jakieś wielkie dobro lub wpakować się w jakieś horrendalne zło. Najbardziej rozsądna wydaje się jeszcze inna droga. A jaka?  Gdy Jezus dokonał wskrzeszenia syna pewnej wdowy, św. Łukasz następująco opisał reakcję zgromadzonych ludzi: „A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga” (Łk 7,16). Niesamowite zdanie-drogowskaz! Nawet wobec najwspanialszych wydarzeń, obietnic i propozycji warto najpierw zachować głęboką powściągliwość i dozę nieufności. Strach, który nie paraliżuje, ale zatrzymuje przed pochopnie zrobionym dalszym krokiem, jest jak najbardziej właściwy. Trzeba koniecznie sprawę dokładniej zbadać! Podstawą jest przyjrzenie się osobie, która pojawia się w naszym życiu. Jakie duchy działają? Wszak uzdrowienie fizyczne może być dziełem zarówno Boga jak i szatana? W przypadku Pierwszego, to środek pomocny do „nieba”; dla drugiego, to zastawiona pokusa, aby zaciągnąć do „piekła”. Taka analiza może uchronić przed wzięciem głupiego kredytu, przed wplątaniem się w demoniczne zniewolenie, czy też przed błędnym wyborem męża lub żony.   

Gdy jednak wynik okaże się pozytywny, wtedy można przejść do roztropnego zaangażowania, do „wielbienia Boga”. Po początkowym strachu, gdy ludzie rozpoznali w Jezusie „Dobrego”, wtedy zawołali: „Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój”.  Mówiąc inaczej: po uprzednim sprawdzeniu, człowiek podejmuje zaangażowanie w danym kierunku. To może być: uczestniczenie w modlitwach o uzdrowienie w Kościele, otwarcie serca na bardzo dobrego kandydata do małżeństwa, skorzystanie z oferty pomocy, która jest wyrazem autentycznej wrażliwości i solidarności czyjegoś serca. 

Jezu Chryste, życiowa szansa czy niebezpieczeństwo?...

17 września 2013 (Łk 7, 11-17)