Bułka o posmaku piekła czy Nieba?


             Zwykła bułka... Niesamowite! Jedzenie najzwyklejszej bułki może być osadzone w zupełnie różnych światach. Jeden z nich prowadzi do Piekła, zaś drugi do Nieba. Adwentowy czas „przystopowania” to świetna okazja, aby wychwycić, na czym polega różnica?

 Otóż w pierwszym przypadku człowiek doświadcza w sobie pustki. Odczuwa bolesny brak, który domaga się wypełnienia. To wyzwala egzystencjalne napięcie, które „żąda” jak najszybszego rozładowania. Rozwiązaniem staje się doraźne zaspokojenie poprzez nasycenie się jakimś „kawałkiem materii”, którym może być zwykła bułka. Oczywiście gradacja jest tutaj ogromna; owo nasycenie może oznaczać zakup nowego ciucha, samochodu lub  wielkiego domu.

Zatrzymajmy się jednak na zwykłym kawałku materii, gdyż w swej istocie wszędzie dokonuje się taki sam egzystencjalny proces. Tak więc w poczuciu beznadziejności zjadana bułka staje się doraźnie namiastką nadziei i daje chwilowe odczucie ulgi i przyjemności. Dokonuje się „uciszenie wołającego braku”; zarazem jest to próba przezwyciężenia wszechogarniającej i przygnębiającej nicości. W miarę jedzenia i znikania pochłanianej masy zaczyna jednak podświadomie narastać niepokój. Wszak wkrótce bułka się skończy i na nowo da o sobie znać przytłaczająca pustka. To wyzwala chęć przedłużenia przyjemnych chwil poprzez spożywanie kolejnych bułek lub innych pokarmów. Im raptowniej człowiek zaczyna jeść, tym bardziej głód zaczyna narastać. Wyzwala się coraz mocniejsze pożądanie. Daje o sobie znać pragnienie nieskończoności, zaś doraźne kawałki materii są skończone. Odsłania się tragizm piekła, które utożsamia się z niezaspokojonym pożądaniem.

W świecie doczesnym pozostaje jeszcze pewna forma przezwyciężania tego beznadziejnego stanu. Po prostu człowiek zaczyna żyć na zasadzie biegu od jednej przyjemności do kolejnej przyjemności. Ale głód przyjemności nieubłaganie jak hydra wciąż odradza się. Taka droga powoduje stopniowe narastanie agresji i ostatecznie jest smutnym zdążaniem do duchowej śmierci.

Na szczęście istnieje jeszcze inny, radykalnie odmienny kierunek. To świat wiary, która daje uzdrowienie i wyrywa z „diabelskiego kręgu” (Por. Mt 8, 5-11).Tym razem nasza kochana bułeczka sytuuje się w zupełnie innej przestrzeni duchowej. Zamiast nicości jest Absolut. To znaczy człowiek na serio pamięta o Bogu i żyje w relacji do Boga. Bóg zaś jest doskonałą pełnią Istnienia. Jako jedyny może zaspokoić doskonale ludzkie pragnienie nieskończoności. Różne dobra materialne są realnie odrębne od Boga, ale zarazem wszystko od Niego pochodzi.

W tej perspektywie, bułka przybiera postać swoistego „objawienia” Bożej Obecności. Jedzenie zwykłej bułki przestaje być beznadziejną walką z nicością, lecz staje się pełnym nadziei otwieraniem się na Obecność Boga. Smakując bułkę, niejako pochłaniam promienie Nieskończonego Bożego Światła. Dzięki temu zamiast stanu pożądania budzi się doświadczenie miłości do otaczającej rzeczywistości. Miłość ta przybiera różne formy, w zależności od tego, czy chodzi o rzecz, człowieka lub Boga. W żaden sposób nie znika tutaj przyjemność, która wręcz może stawać się jeszcze bardziej intensywna. Ale nie jest to już skakanie od przyjemności do przyjemności. Przyjemność staje się tutaj konkretną zapowiedzią Wiecznej Szczęśliwości. Delektując się bułeczką nie popadam w beznadzieję, ale coraz bardziej doświadczam Nadziei; raduję się perspektywą spotkania Jezusa Chrystusa „twarzą w Twarz”. Realne odkrywanie Boga i napełnianie się Jego obecnością powoduje stan głębokiego wewnętrznego nasycania. W rezultacie, po zaspokojeniu typowo fizycznego głodu,  ludzkie wnętrze zostaje wypełnione pokojem i nadzieją Szczęśliwości. Serce już tu na ziemi zaczyna smakować Wiecznego Nieba.

Zwykłe jedzenie może być osadzone w radykalnie odmiennych światach. To może być tkwienie w piekielnym niezaspokojeniu lub  otwieranie się na zwycięski zwiastun Nieba. Niesamowite! Nawet banalne jedzenie bułeczki, to konkretna szansa nasycania się Niekończoną  Bożą Obecnością, której pełni doświadczymy w Niebie… Maryjo, Bramo Niebios, módl się za nami...

2 grudnia 2013  (Mt 8, 5-11)