Jedność w różnorodności



Głębokie pragnienie przeżywania jedności. Wielka tęsknota ludzkiego serca, aby doświadczać radości zjednoczenia. Wszak sam Jezus modlił się do Ojca: „aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie a Ja w Tobie”. Trwający obecnie Tydzień modlitw o jedność chrześcijan jeszcze bardziej wzmaga to wołanie płynące z najgłębszych pokładów duszy. Niektórzy koncentrują się na podejmowaniu postu w szlachetnej intencji „brakującej jedności”. Ale trzeba pamiętać, że post nie jest środkiem terapeutycznym lub ascetycznym na zasadzie „czarodziejskiej różdżki”. Nie jest to wartość sama w sobie. Postny wysiłek będzie sensowny i owocny tylko wtedy, gdy istnieje fundament w postaci Prawdy, której wcieleniem jest Jezus (Por. Mk 2, 18-22). 

Dlatego w przypadku trudności z jednością, nie  ma  sensu zaczynać od razu od postu; zupełnie nic z tego może nie wyjść. Pierwszą rzeczą, którą warto zrobić, jest solidna refleksja i rachunek sumienia nad prawdą o jedności. Kiedy dwoje ludzi stanowi jedno? Czy aktualna droga umożliwia jedność?  Najpierw warto dostrzec  dwie relacje, które nie pozwalają na uzyskanie tego celu. Takie dwa obrazki z życia wzięte. 

Pierwszy z nich przedstawia dwoje ludzi, którzy sądzą, że muszą być tacy sami. Boją się, że różnice spowodują zniszczenie dobrej relacji. Ale przecież w  rzeczywistości każdy jest inny; nawet jeśli występuje wiele podobieństw. Dlatego tacy ludzie nieświadomie zaczynają grać. Zaczyna się wzajemne udawanie, że zawsze tak samo myślimy i czujemy. Towarzyszy temu lęk, żeby nie okazało się, że jest jakaś większa różnica,  która by wszystko zniszczyła. Z reguły jedna osoba ma silniejszą osobowość, a druga słabszą. Z upływem czasu, niezauważalnie silniejszy zaczyna podporządkowywać sobie słabszego. Słabszy zaś stopniowo poddaje się. Jedność rozumiana jest tutaj jako „bycie takim samym”. Nic głębszego z tego nie wyjdzie. Fundamentem nie jest bowiem rzeczywistość, ale iluzoryczne podobieństwo. W najlepszym wypadku powstanie układ "sklejonych klocków”.

Na drugim obrazku widać ludzi, którzy mocno podkreślają swą odmienność i niezależność. Każdy jest świadom swej bogatej osobowości i oryginalności. Z jednej strony rozmowy o potrzebie jedności, z drugiej zaś każdy na całego okopuje  się w swoim samowystarczalnym świecie. Każdy ma swoje konto bankowe, swój krąg przyjaciół, własne problemy zawodowe i osobiste, zupełnie odmienny obszar zainteresowań i życiowych preferencji. Mocno eksponowana jest odmienność, zaś ewentualne podobieństwa znikają  z pola widzenia. Właściwie tak naprawdę są to dwa światy żyjące obok siebie. Nic poważniejszego nie umożliwia wspólnej płaszczyzny spotkania. „Jedność” przeobraża się tutaj w puste słowo. Tacy ludzie to dwa klocki leżące obok siebie.

Na szczęście na tych dwóch obrazkach świat się nie kończy. Pozostaje jeszcze jeden obraz. Tak! Powiedzmy „piękny obraz”, dla podkreślenia zupełnie nowej jakości i ważności. Otóż ten obraz można zatytułować: „Jedność w różnorodności”. Jak to interpretować? Otóż realnie sensowną jedność można zbudować tylko poprzez połączenie różnorodności. Każdy odważnie odsłania tutaj swoje „bycie sobą”. Nie kryje tego, co odmienne. Konkretnie mówi, z czym się na przykład nie zgadza. Nie chodzi jednak o „manifestowanie swojego ja” lub „zdobywanie władzy nad drugim”. Celem jest po prostu uczciwe odsłonięcie prawdy. Ujawniają się wtedy realistycznie różnice  i podobieństwa.  Na bazie fundamentalnej jedności  zaczynamy dogadywać się w sprawach, gdzie różnimy się. 

Rzecz ciekawa! W tej logice różnorodność przestaje być przeszkodą; staje się pomocą i ubogaceniem. Dwoje odmiennych ludzi zaczyna wzajemnie się uzupełniać. Prawdziwa jedność powstaje pomiędzy  ludźmi, którzy akceptują swe odmienności i w tym chcą być razem. Różnorodność staje się budulcem jedności. Jezu, prowadź...     Głębia jedności w różnorodności...

20 stycznia 2014 (Mk 2, 18-22)