Umieć przegrywać... aby Wygrać!


„Ważne jest umieć wygrywać. Ale o niebo ważniejsze jest umieć przegrywać!”. Prawda ta jawi się jako mocno kontrowersyjna w świecie, który ze swadą lansuje ideał życia jako nieustanny sukces. W umysły ludzkie z potężną mocą wtłaczany jest kod „musisz za wszelką cenę wygrać”; ten przekaz wchodzi nie tylko w świadomość, ale wnika także głęboko w podświadomość.  Zdolność wygrywania staje się głównym kryterium samooceny. Przy podjęciu tej logiki wchodzimy niestety w trzy potencjalne kanały autodestrukcji… 

 Gdy wszystko świetnie  się układa, na zewnątrz pojawia się szeroki uśmiech człowieka sukcesu. Ale w głębi zaczyna narastać  poczucie zagrożenia ze strony konkurencji i  wewnętrzne napięcie, które jest konsekwencją „presji zwyciężania”. Porażka staje się straszącym widmem. Umysł naszpikowany jest przekonaniem „Jestem, bo zwyciężam”. Tak więc rodzi się lęk przed przegraną, która oznaczałaby unicestwienie. Dochodzi jeszcze presja społecznych oczekiwań. 

 W drugi  kanał człowiek wchodzi, gdy jest już na życiowej równi pochyłej, ale nadal wmawia sobie, że wszystko idzie dobrze. Zaczyna się wielka iluzja „bycia królem”, podczas  gdy nastąpiła już detronizacja i spadek do „niższej ligi”. Załącza się mechanizm oceniania innych jako idiotów, którzy nie potrafią docenić, że „jestem wielkim człowiekiem”. Taka  iluzja pozwala czasowo trwać w fantastycznym przekonaniu o byciu „pierwszą gwiazdą na firmamencie”, ale wszyscy dokoła widzą  już tylko spadającą i dogasającą  kometę.

Wreszcie trzecia sytuacja jest brutalnym doświadczeniem porażki. Pewien właściciel firmy latami odnosił sukcesy, czego rodzice świetnie go nauczyli. Ale zawsze pojawi się jakaś sytuacja, która mocno nas przerośnie. Dla tego człowieka taka sytuacja okazała się nokautem na deskach życiowego ringu. Rodzice nie nauczyli go przegrywać… Tragedia zniszczonego życia, które pomimo uprzedniego pasma sukcesów,  zamieniło się w alkoholową degradację.  

                Ważne jest umieć zwyciężać. Jednak najważniejsza jest umiejętność przegrywania. Trzeba umieć przegrywać, aby wygrać! To wielka sztuka, której warto dogłębnie się uczyć dzień po dniu. Niezbędna jest zdolność radzenia sobie, która przenika możliwie najgłębsze pokłady psychiki. Dlatego rodzice, którzy przez kolejne lata ciężkiej pracy nauczyli swe dziecko przegrywać, mogą umierać w pokoju ducha. Mogą być spokojni, że niezależnie, co  się wydarzy, dziecko da sobie w życiu radę. 

Oczywiście porażka nie jest celem samym  sobie. Zdolność przegrywania jest po to, aby umieć zawsze podnieść się i iść dalej do zwycięstwa. Prawdziwymi i trwałymi zwycięzcami są tylko ci ludzie, którzy w swym życiu zainkasowali wiele porażek. Nie dali się  złamać, ale zawsze powstawali jak feniks z popiołów. Najdoskonalszym przykładem prawdziwego Zwycięzcy jest Jezus. Chrystus uczy nas na Krzyżu umiejętności przegrywania,  aby odnieść   ostateczne Zwycięstwo  Zmartwychwstania, dzięki wierności Bogu Ojcu.  

Tak więc trzeba zrelatywizować sukces i porażkę. Nie muszę wygrywać. Mogę także przegrywać. Ten system da się wdrożyć w życie tylko wtedy, gdy moje „ja” nie jest najważniejsze. Gdy tak jest, to boję się  przegranej, bo to oznacza moje unicestwienie. Ale gdy w centrum jest Jezus, wtedy wszytko się zmienia. Niezależnie od tego, czy wygram, czy przegram, i tak dalej będę istniał. Żyję bowiem nie własną mocą, ale dzięki Jezusowi, który mówi o sobie „Syn Człowieczy jest panem szabatu” (Mk 2, 28). Z Jezusem jako Panem mogę spokojnie podążać do przodu, zarówno poprzez porażki jak i zwycięstwa. Przy takim przeżywaniu sukces nie rodzi mechanizmów  lękowych. Zarazem porażka  staje się zaledwie epizodem, z którego trzeba się otrzepać i iść dalej. W sercu jest pokój. 

Tak! Z Jezusem jako Panem życie staje się Zwycięstwem. Oto propozycja zwyciężania,  radykalnie odmienna od tej, którą lansuje świat. Komu bardziej zaufam? 

21 stycznia 2014 (Mk 2, 23-28)