Tęsknota...Umieranie...Słowo!


„Wejść na drogę miłości, to zgodzić się na cierpienie tęsknoty”.  Ta prawda wyraża głęboką rzeczywistość ludzkiego serca, które zostało stworzone w Sercu Boga. Człowiek nosi w sobie pragnienie Nieskończoności; tylko Ona może dać całkowite zaspokojenie i  ukojenie. Ale w świecie doczesnym nie jest to możliwe. Dlatego spontaniczną reakcją serca jest tęsknota. 

Tęsknota jest bolesnym doświadczeniem nieobecności tego, czego obecności pragniemy. Pewną nostalgię wywołują ulubione miejsca lub zajęcia. Ale tak naprawdę o tęsknocie możemy mówić jedynie w odniesieniu do osób, które kochamy. Miłość wyzwala pragnienie współobecności. Gdy nie jest to możliwe, w sercu rodzi się oczekiwanie na chwilę, kiedy to nastąpi. To bardzo głębokie doświadczenie, które przenika całą osobę.  Na poziomie zmysłów dają o sobie  znać: wygląd twarzy, tembr głosu, dotyk ręki. Z tej cielesnej przestrzeni wynurza się bez porównania ważniejszy duchowy świat kochanej osoby. Ale nie na tym koniec… 

Człowiek został powołany do istnienia jako „obraz Boży”. Znaczy to, że przeżywając czystą tęsknotę za człowiekiem, tak naprawdę zaczynamy tęsknić za Bogiem. Bóg wprawdzie jest wszechobecny, ale niestety póki co pozostaje niejako za zasłoną. Nie możemy oglądać Go „twarzą w twarz”. Powstaje nieodparte wrażenie jakiejś tragicznej nieobecności Obecnego. To jeszcze bardziej wzmaga ból. Nie ma problemu z brakiem tego, czego nie potrzebujemy. Cały ciężar daje o sobie znać, gdy tuż obok nie ma osoby, której obecność przeżywamy jako życiodajny tlen. 

Ta metafora pozwala lepiej uchwycić realizm opisów, w których mowa o „umieraniu z tęsknoty”. Nieobecność umiłowanej Obecności zaczyna przeszywać tak głęboko, że zaczyna to przypominać nawet stan agonalny. W sercu mogą pojawiać się dwa zasadnicze „drżenia”: „tęsknię za Bogiem” lub „tęsknię za człowiekiem”.  W najgłębszych pokładach egzystencji „wychodzi na jedno”.  Autentyczna tęsknota za Bogiem uwrażliwia serce na człowieka, który jest Jego obrazem. Zarazem czysta tęsknota za człowiekiem tak mocno i dogłębnie porusza i przenika serce, że odsłania się przeogromny głód Nieskończonej Boskości. 

Staje się to bardziej zrozumiałe w perspektywie zdań z Prologu Ewangelii św. Jana: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo” oraz „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami” (Por. 1, 1-18).  Bóg jest Słowem. Słowo stało się człowiekiem. Tak więc Bóg stał się człowiekiem. To utożsamienie doskonale dokonało się w Jezusie Chrystusie. Ale na mocy łaski w tej prawdzie może uczestniczyć każdy człowiek. Tęsknota  jest świadectwem miłości Boga i człowieka. Jest to Krzyż, nawet wielki, ale warto go podjąć.  Kto nie tęskni, ten nie kocha. Zarazem Krzyż ma to do siebie, że może człowieka przytłoczyć.  

Na szczęście Bóg  wynalazł cudowny środek,  który jednocześnie utrzymuje intensywność miłości i chroni przed wyniszczającym brakiem dotykalnej obecności. Tym cudownym lekarstwem jest właśnie  słowo, będące w relacji do ciała. Tak!  Istnieje ścisły związek pomiędzy słowem i ciałem. Obrazowo mówiąc, słowo sytuuje się pomiędzy absolutną nieobecnością i pełnią obecności. Poprzez słowo osoba nieobecna fizycznie może się uobecniać duchowo. Słowo jest swoistym wcieleniem obecności, która nie może mieć miejsca w sensie fizycznym. Gdy otrzymujemy czyjeś słowo, to autor tego słowa niejako „przychodzi do nas”. 

 Dlatego Bóg wymyślił dar Słowa w Piśmie Świętym, abyśmy nie umarli z tęsknoty za Nim. Przyjmując  Słowo, napełniamy się obecnością Boga, za którym tęsknimy. Ta prawda wygląda podobnie w przypadku człowieka. W ten sposób  możemy przetrwać do „Niebiańskiej Chwili”, gdy wreszcie będziemy na zawsze „twarzą w twarz” z Bogiem i człowiekiem…

5 stycznia 2014 (J 1, 1-18)