Człowiek jest w stanie wznieść się na najwyższe
szczyty świętości, ale może także stoczyć się na dno najgłębszych moralnych
dolin. Taka jest przedziwna prawda o człowieku. Wszelki promienny blask dobra
jest możliwy dzięki Bogu Ojcu. Zatrważające ciemności zła są konsekwencją
odejścia od tego Boskiego Źródła.
Cały ten proces rewelacyjnie ilustruje
ewangeliczna przypowieść o synu marnotrawnym (Por. Łk 15, 11-24). Otóż ów syn
jeszcze za życia ojca zażądał części ojcowizny. Było to złamanie istniejących
zasad i ewidentny brak poszanowania ojca. Syn nie prosił o
ewentualny dar, ale żądał tego, co sądził, że mu się należy. Ojciec był
postrzegany jako ten, który ma obowiązek udzielić określonej części majątku.
Smutne, wszak dorosłe dziecko nie ma prawa niczego żądać od rodziców; co
najwyżej może pokornie przyjąć ewentualny dar. Syn, prezentując postawę
egoistyczno-roszczeniową, nie potrafił wyrazić wdzięczności, ale zabrawszy „co
swoje” udał się „w dalekie strony”. Nie dziwi fakt, że po niedługim czasie
wszystko roztrwonił i stoczył się na moralne i materialne dno. Był zmuszony z
głodu paść „nieczyste” świnie, co dla Żyda było symbolem skrajnego upokorzenia
i upodlenia.
Marnotrawny syn reprezentuje tych wszystkich,
których serce zapadło na śmiertelną chorobę roszczeniowych żądań i oczekiwań.
„To mi się należy” jest jak nowotwór, zżerający duszę i powodujący duchową
ślepotę. Zamiast wdzięczności, zachłanność i roszczeniowość.
Taka postawa życiowa prowadzi do smutnego finału. Zaborczy egoista nie potrafi
zadowolić się i zaspokoić dobrem, które wielkodusznie otrzymał. W
rezultacie może stracić wszystko: nawet dotychczasowych przyjaciół i
zdrowe poczucie własnej godności.
Trzeba wziąć pod uwagę, że w takim duchowym
stanie proces nawrócenia jest bardzo trudny; ale oczywiście jak najbardziej
konieczny. Syn marnotrawny, gdy zaczął przymierać głodem, wcale jeszcze głęboko
się nie nawrócił. Warto zwrócić dokładnie uwagę na kolejność jego
rozumowania. Najpierw pojawia się pierwotna myśl, jako ocena
sytuacji: „Iluż to najemników mojego ojca ma pod
dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę”. A dopiero potem wtórna myśl, jako
metoda wdrażania w życie tej pierwszej: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca,
i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem
ciebie”.
Realistyczna prawda jest taka, że u syna
najgłębszym powodem powrotu do domu nie był „głód nawróconego serca”, ale „głód
pustego żołądka”. Najpierwotniejszym motywem nie był ojciec, ale chleb ojca
na stole. Ale oczywiście trudno było tak bezceremonialnie
powiedzieć: „ojcze, wróciłem, bo zgłodniałem”. Zdanie „ojcze wróciłem, bo
zgrzeszyłem”, brzmiało zdecydowanie lepiej i dawało szansę na bycie przyjętym.
Syn widział, jak nieciekawie się zachował, i miał nadzieję, że przynajmniej
takie głębokie słowa umożliwią pozostanie.
Gdyby głodny syn doświadczył rzeczywistej
głębokiej skruchy serca, to wtedy kolejność rozumowania byłaby odwrotna.
Najpierw byłyby gorzkie myśli krążące wokół tematu „zgrzeszyłem wobec Boga i
ojca”. A dopiero potem pojawiłaby się pełna drżenia myśl „wrócę do ojca, żeby
przeprosić. Jak mnie wyrzuci, w pełni to zrozumiem”. Myśl o chlebie pojawiłaby
się wtórnie na zasadzie „ewentualnego marzenia, które wcale nie musi być
spełnione”.
I oto rzecz wprost niewiarygodna! Gdy syn
wrócił, ojciec, doskonale znając całą prawdę , z bezinteresowną miłością
przyjął go. I super ważne! Przygotowana „przemowa” nie miała większego
znaczenia, gdyż ojciec, zanim nadchodzący syn cokolwiek powiedział, „wzruszył
się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go”.
Oto cudny Jezusowy obraz, ukazujący nieskończone Miłosierdzie Ojca.
Bóg nieustannie czeka i pragnie obdarowywać miłością absolutnie
bezwarunkową. Nie trzeba od razu wielkiego nawrócenia serca. Nawet
malutki „promyk powrotu” może stać się początkiem niezwykłej drogi…
drogi w krainie Miłosierdzia Ojca ...
22 marca 2014 (Łk 15, 1-3. 11-32)