„Po nawróceniu i szczerym wejściu na drogę
wiary, coraz bardziej czuję się grzeszny”. Stwierdzenie takiego stanu relacji z
Bogiem często jest powodem głębokiego zmartwienia. Normalnie wydawałoby się, że
poczucie obecności grzechów powinno spadać, w miarę pogłębiania wiary. Taki tok
myślenia niesie w sobie jednak wielkie niebezpieczeństwo. Dlatego warto
dogłębnie sprawę wyjaśnić.
Otóż przede wszystkim trzeba wyróżnić dwie
podstawowe płaszczyzny w odniesieniu do rzeczywistości: bytowa i poznawcza.
Pierwsza odnosi się do tego, co jest lub czego nie ma. Zasadniczym pytaniem
jest tutaj: czy dana osoba, rzecz lub stan naprawdę istnieje, czy też nie
istnieje? Z kolei aspekt poznawczy koncentruje się na kwestii poznania. Jedną
bowiem rzeczą jest istnieć, a drugą poznać to, co istnieje. Tym razem
najważniejsze jest to, co „pojawia się w mojej głowie”. Chodzi o stan mojej
wiedzy odnośnie danej kwestii.
Optymalna sytuacja jest wtedy, gdy nasze
poznanie jest zgodne z poznawaną rzeczywistością. Przykładowo, na stole stoją
dwie filiżanki. Dobrym poznaniem będzie: widzę dwie filiżanki. Ale niestety
ktoś może twierdzić: widzę jedną filiżankę. I to będzie błąd
poznawczy.
Tak więc z faktu, że człowiek ma poznanie
„jestem coraz bardziej grzeszny” nie wynika, że rzeczywiście popełnia on coraz
więcej grzechów. Może być nawet dokładnie odwrotnie. To znaczy ktoś popełnia
coraz mniej grzechów, a ma odczucie, że popełnia coraz więcej. Jak to możliwe?
W ten sposób dochodzimy do sytuacji wspomnianej
na początku, gdy ma miejsce nawrócenie i potem dalszy właściwy rozwój duchowy.
Przed nawróceniem człowiek był zamknięty na światło Ducha Świętego i jego
wnętrze pozostawało w ciemności. Dlatego taki człowiek nie widział nawet bardzo
poważnych grzechów. Podobnie jak nie widać brudu w pokoju, przy zgaszonym
świetle w nocy. Dodatkowo, bez Boga, człowiek skoncentrowany jest na sobie.
Pyszny egoista nie widzi swych grzechów, gdyż uważa się za doskonałą miarę
wszystkiego. Ale obiektywnie, w oczach Bożych, tych grzechów jest
mnóstwo; a największy z nich to zaślepiająca pycha.
Po prawdziwym nawróceniu, pokornie
kontynuowanym, dokonują się dwa bardzo ważne procesy. Przede wszystkim człowiek
otwiera się na Ducha Świętego, który wypełnia wnętrze duszy. W tym Boskim
świetle człowiek zaczyna dostrzegać swoje grzechy, wcześniej niedostrzegane. Im
człowiek bardziej zbliża się do Boga, tym ma większą wrażliwość i więcej
widzi. Taka dusza przypomina pomieszczenie dobrze oświetlone, w
którym nawet najdrobniejsze pyłki stają się dostrzegalne. Zarazem dzięki
współpracy z Bożą łaską, grzechy powoli znikają. Tym razem, to Bóg jest w
centrum, a nie ja. W świetle wzorca Bożych Przykazań pokornie dostrzegam swe
liczne ułomności i grzechy.
Tak więc, gdy człowiek zbliża się do Boga, wtedy
znakiem wzrastania w Duchu Świętym jest poczucie coraz większej
grzeszności. Dlatego ludzie, którzy są autentycznie świętymi, umierają w
poczuciu swej wielkiej grzeszności; ufność pokładając jedynie w Bożym
Miłosierdziu.
Jeżeli po nawróceniu, na duchowej drodze,
człowiek czuje się coraz mniej grzeszny, to znaczy, że dzieje się
coś niedobrego (Por. Mt 21, 33-43). Choć ileś grzechów może
zniknęło, to jednak w ich miejsce pojawił się największy: grzech pychy, który
niszczy wszystko. Pycha jest znakiem, że człowiek odrzuca
Jezusa, budując na sobie. Złych duch zaciemnia wtedy spojrzenie i
wmawia przewrotnie bezgrzeszność. W takim przypadku trzeba jak najszybciej
podjąć z pomocą doświadczonego człowieka solidną terapię z choroby pychy, która
zagnieździła się w sercu.
Otwierajmy się pokornie na Ducha Świętego.
Znakiem pogłębiania życia w Duchu Świętym jest coraz mniejsza ilość
popełnianych grzechów i zarazem coraz większe poczucie swej nędzy i
grzeszności. Cała nadzieja w Bożym Miłosierdziu…
21 marca 2014 (Mt 21, 33-43)