Iluzja czy rzeczywistość?


„Jezus moim Panem”… jakże piękne wyznanie. Na różny sposób pojawia się na ustach wierzących.  Niektórzy autorzy takich deklaracji żyją w przeświadczeniu, że z miłości do Jezusa są gotowi nawet oddać swoje życie. Ale niestety, często obiektywna prawda jest całkowicie inna. Płomienne deklaracje okazują się jedynie zestawem emocji. Taki „wierzący” bardziej zapatrzony jest w  idealny obraz siebie jako świadka Bożej miłości, aniżeli w żywego Jezusa Chrystusa. Chmura emocji bywa tak intensywna, że promienie Jezusowego Słońca mają poważne problemy z przedostaniem się do „głęboko wierzącego” serca.  

Iluzoryczne przekonania pojawiają się także przy braku „emocjonalnego przysłonięcia”. Tym razem trudność dotyczy zasadniczo osób, które mają  trzeźwe podejście do życia. Umiejętność radzenia sobie z różnymi wyzwaniami codzienności powoduje przekonanie o swej wewnętrznej sile i operatywności. Na plan pierwszy wysuwa się nadmierna wiara w swą „siłę woli” i „moc działania”. 

Całe lata można żyć w iluzorycznym zaślepieniu. W drobniutkich próbach codzienności lub przy większych wyzwaniach, to egoistyczne „ja” okazuje się jednak być rzeczywistym panem, a nie Jezus. W konsekwencji ludzkie zapewnienia zamieniają się w piaszczystą nicość niczym zamek z piasku na plaży, ogarnięty morska falą. 

            Na kartach Ewangelii spotykamy św. Piotra, który składa ambitną deklarację (Por. J 13, 36-38). W czasie Ostatniej Wieczerzy, pewny siebie, zapewnia Jezusa: „Życie moje oddam za Ciebie”. Ale Mistrz nie popada w iluzję, wyraziście odmalowując rzeczywisty obraz swego ucznia: „Życie swoje oddasz za Mnie? Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Kogut nie zapieje, aż ty trzy razy się Mnie zaprzesz”. Przyszłość pokazała, że tak właśnie się stało. Piotr został bardzo boleśnie odarty ze swych głębokich złudzeń na temat swej miłości do Pana. Odsłonił się prawdziwy obraz człowieka, który ogarnięty jest lękiem i jest w stanie zaprzeć się „umiłowanego Pana”. 

             Przypadek Piotra jest zaproszeniem do budowania  solidnej, a nie efemerycznej relacji miłości z Bogiem. Taka rzeczywista wiara w Boga jest możliwa, jeśli uprzednio człowiek szczerze stanie „twarzą w twarz” wobec własnego życia. Wiara w Boga nie może być ucieczką od prawdy o sobie. Aby Bóg mógł naprawdę stawać się najważniejszy, trzeba przezwyciężyć dwa „zniekształcenia”. 

Pierwsze przekłamanie odnosi się do posiadanego obrazu swej osoby. Człowiek ma pewien idealny obraz siebie, który uważa za prawdziwy. Istniejące słabości jednak od wewnątrz doskwierają. Aby nie zburzyć  wspaniałego obrazu siebie, te nieakceptowane cechy oraz denerwujące słabości i grzechy są przypisywane innym ludziom. Taki „idealny człowiek” oburza się potem na braki u innych, które często tak naprawdę są jego własnymi grzechami. Boga żywego tu nie ma. Obalenie iluzji polega na uznaniu swojego prawdziwego obrazu, w którym są zarówno blaski, jak i cienie. Po zaparciu się Mistrza, Piotr przejrzał na oczy i zaczął żyć w poczuciu swej słabości.  

Właściwy duchowy obraz siebie jednak nie wystarczy. Wielu „grzeszników” wpada w skrajność i w obszar zła włącza nawet całe ciało. Dusza jest akceptowana, ciało zaś jako pożądliwe, egoistyczne i grzeszne zostaje  odrzucone. Cielesność jawi się tu jako obca i niebezpieczna przestrzeń, wobec której trzeba zachować nieufność i jak najbardziej się zdystansować. Niestety, u niektórych osób „religijne zaangażowanie” jest neurotyczną ucieczką przed cielesnością i seksualnością. Stanowi to radykalną blokadę na przyjęcie „zdrowego” Jezusa, który przecież jako Bóg przyjął ciało i w ciele dokonał naszego zbawienia na Krzyżu. Tylko wtedy, gdy człowiek akceptuje piękno wymiaru cielesnego, otwiera się droga do rzeczywistego przyjęcia Jezusa, Słowa Wcielonego. 

Gdy mamy prawdziwy obraz siebie i akceptujemy swe ciało, wtedy Ukrzyżowany i Zmartwychwstały Jezus może naprawdę stawać się Panem naszego codziennego życia…       

15 kwietnia 2014 (J 13, 21-33. 36-38)