„Rodzice wyjechali, już nie wrócą”, a potem
parsknięcie śmiechem na widok przerażonej twarzy dziecka. Rozbawiony chichot
dorosłego i chwile bezdennej otchłani lęku w sercu dziecka. Myśl o byciu
opuszczonym na zawsze przemknęła lotem błyskawicy... Rodzice zaraz wrócili.
Głupi żart. W świecie dorosłych nic się nie stało. Ale w pamięci dziecka na
zawsze wyrył się demoniczny śmiech... Metaliczny dźwięk, przerażający swą
pustką. Tak chyba śmieją się demony, gdy po szyderczych torturach, łapczywie
konsumują kolejną porcję ludzkiego nieszczęścia…
Ponoć Bóg dał jako ostatnią
deskę ratunku sen, nadzieję i śmiech. Boży, serdeczny uśmiech jest wielką
pomocą w życiu. Nieraz nawet najsubtelniejszy wiersz najwybitniejszego poety
nie wyrazi głębi miłości, którą jest w stanie uchwycić i bezinteresownie
ofiarować lekko uśmiechnięte spojrzenie, wsparte przyjacielskim zarysem ust.
Gdy serce jest zjednoczone z Bogiem, wtedy nawet poprzez malutki uśmiech jest w
stanie rozniecić wielki płomień szczęścia. Zarazem rdzeń duszy czuje, że są
chwile, gdy uśmiech byłby grubym nietaktem, a nieraz wręcz zbrodnią…
Szatan, przewrotnie małpując Boga, wymyślił
szyderczy śmiech. Tym razem to już całkiem odmienny świat znaczeń i sensów.
Jest to znak wyszydzenia, lekceważenia i pogardliwego wyśmiania. Celem
zasadniczym jest tu unicestwienie: „jesteś nikim”, „nic nie możesz”,
„zrezygnuj”. Diabelski śmiech jest narzędziem zabijania ludzi i ich dobrych
inicjatyw. Dlatego każdy, kto będzie chciał robić coś prawdziwie Bożego, musi
przygotować się na ten nieunikniony rodzaj kaźni. Demony atakują najpierw
bezpośrednio poprzez myśli i wyobraźnię. Bezwzględnie wykorzystują ewentualne
epizody wyszydzeń z przeszłości, aby jak najdotkliwiej zastraszyć i
sparaliżować. Gdy człowiek się nie podda, wtedy werbują niektórych ludzi, aby
biczowali nas szyderczym uśmieszkiem lub wręcz zabijali grubiańskim śmiechem.
Demony lubią wspólnie popijać „szydercze trunki” i bezwstydnie szydzić ze swych
ofiar… Kto jest pewien, że idzie drogą Woli Bożej, żadną miarą nie może poddać
się zabójczemu śmiechowi. Jak najlepiej postępować?
Najlepszy przykład wzorcowego działania daje nam
sam Jezus Chrystus. Gdy pewnego razu przyszedł do domu przełożonego synagogi,
aby wskrzesić jego zmarłą córkę, oznajmił: „Dziecko nie umarło, tylko śpi”
(por. Mk 5, 21-43). Wówczas wszyscy zgromadzeni „wyśmiewali Go”. Co w tej sytuacji
zrobił Jezus? Przede wszystkim nie dyskutował z nimi, lecz „odsunął wszystkich”
i dalej kontynuował powzięty projekt. Następnie udał się do pokoju, gdzie
przebywała dziewczynka, i dokonał jej wskrzeszenia. Uczynił to, co dla
wyśmiewających Go ludzi jawiło się jako niemożliwe. Warto zaznaczyć, że ci sami
ludzie potem „osłupieli ze zdumienia”.
Epizod ten był swoistym wstępem do tego,
co rozegrało się później w trakcie ukrzyżowania. W istocie ten sam schemat.
Jezus podejmuje dzieło, zdaniem ludzi niemożliwe do wykonania. Następnie
zostaje totalnie wyszydzony, co tym razem już było szczytem demonicznego
działania. Odpowiedzią Jezusa na ten atak szyderczego śmiechu: „innych
wybawiał, niech sam siebie wybawi”, było pokorne milczenie. Mistrz nie tracił
energii na bezpłodne dyskusje. Nie zdruzgotany diabelskim chichotem, twardo i
ufnie kontynuował podjęte dzieło zbawienia. Owocem tej świętej determinacji
stało się absolutne wypełnienie Woli Bożej. Śmierć została pokonana. Tryumf
Zmartwychwstania.
Kontemplujmy naszego Boskiego Mistrza. Kto chce
na całego iść Bożą drogą, niech się przygotuje na szyderczy śmiech. Ale nie ma
co zwracać uwagi na ludzkie i diabelskie wyśmiewanie. Trzeba całe swe siły
koncentrować na optymalnym odczytywaniu i podejmowaniu tego, co Bóg chce,
abyśmy robili. Wtedy otrzymamy także wsparcie poprzez dar serdecznych uśmiechów
ze strony ludzi, którzy mają dobre serca i prawdziwie noszą w sobie Bożego
Ducha. Zarazem niech z naszych serc zawsze płynie serdeczny uśmiech,
zwłaszcza wobec tych, którzy w danej chwili tego najbardziej potrzebują.
Oto droga, która prowadzi do Chrystusowego
zwycięstwa i już teraz pozwala nieco zakosztować niebiańskiego zespolenia
uśmiechów…
3 lutego 2015 (Mk 5, 21-43)