Boży priorytet


Czy trzeba wszystkim się podobać? Każdy z nas udziela jakiejś odpowiedzi na to pytanie. Nie chodzi o teoretyczne deklaracje, ale o praktyczny sposób bycia. Istnieją dwie pułapki, gdzie kuszącą przynętą jest pozorna dobroć lub całkowita niezależność.  

Wnykiem na samego siebie jest chęć podobania się wszystkim ludziom; aby wszyscy byli zadowoleni i prezentowali pochlebne opinie. Występuje tu gotowość do czynienia dobra, ale tak naprawdę ukrytą motywacją jest pragnienie, aby być postrzeganym „jako ktoś dobry”. Pojawia się zamartwienie, aby nikomu nie sprawić przykrości. Prezentowane poglądy są „rozmydlone”, aby swą wyrazistością ewentualnie nikogo nie zrazić. Można powiedzieć, że w takiej sytuacji świat staje się dla człowieka najważniejszym bożkiem. Rdzeń pokusy polega na tym, że przez pewien czas pozytywna opinia może mieć miejsce. Ale cena jest bardzo wysoka. Przede wszystkim oznacza to wewnętrzne zniewolenie lękiem, aby ktoś „źle o mnie nie pomyślał”. Wiele energii jest marnowane na budowanie bezsensownych relacji, z których i tak nic wartościowego nie będzie. Finał wszystkiego jest smutny. Chcąc przypodobać się światu, człowiek zdradza Boga, traci szacunek u ludzi szlachetnych i zostaje opuszczony także przez ludzi światowych, którzy wyruszają w dalszą „pogoń za wiatrem”. Piekielna pustka…

Inna zasadzka kusi pyszną niezależnością, nawet od Boga. Tym razem na plan pierwszy wysuwa się zadufanie w sobie. Cechą charakterystyczną takiej postawy jest absolutyzacja własnego „ja”, które detronizuje Boga i Przykazania. To powoduje pychę, która akceptuje jedynie ludzi o podobnych poglądach. Kto ma inne zdanie, jest sklasyfikowany jako głupi i zły. Proces taki prowadzi do powstania swoistych dwóch kręgów. W najbliższym otoczeniu są interesowni pseudo-przyjaciele, którzy przytakują i stwarzają pozór, że cały ignorowany świat jest pełen zachwytu. W drugim kręgu są wszyscy inni ludzie, którzy odsuwają się, widząc obiektywne zło i brak szacunku. Ostatnim akordem jest odejście ludzi interesownych. Ostatecznie, podobnie jak poprzednio, człowiek wszystko traci, Boga i ludzi…

Aby nie pogubić się w życiu, istnieje tak naprawdę tylko jedna droga. To zbawienne rozwiązanie ukazuje św. Piotr, mówiąc do Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą” (por. Mk 10, 28-31). Tak! Istotną rzeczą nie jest dobra opinia lub pyszna niezależność, ale uznanie Jezusa za najważniejszą osobę w życiu. Poświadczeniem autentyzmu tego wyboru jest rezygnacja ze świata, w sensie struktur zła, ale także z pewnych dóbr stworzonych przez Boga. Motywem jest wskazanie, że Bóg jest Kimś absolutnie najważniejszym.

Relacja miłości z Jezusem pozwala uzyskać dar Ducha Świętego, który rewelacyjnie „ustawia” hierarchię wartości. Otóż autentyczny chrześcijanin pragnie tego, co dobre, dla wszystkich ludzi. Pewien dziewięćdziesięcioletni pustelnik egipski świetnie wyjaśnił mi, że pustelnik, opuszczając świat, powinien każdemu człowiekowi w świecie z serca życzyć jak najlepiej i z taką intencją modlić się. Ale żadną miarą nie jest to tożsame z chęcią podobania się wszystkim. Właściwie taka kwestia znika z pola zainteresowania. Pustelnik opuszcza świat, posłuszny Bożemu natchnieniu. Opinia ludzka, pozytywna lub negatywna, nie ma na to żadnego wpływu. Zarazem towarzyszy temu szacunek dla każdego człowieka jako dziecka Bożego.

Chrześcijanin, który wybiera drogę świętości, wie, że nie przypadnie do gustu ludziom, którzy wolą słuchać złego ducha, aniżeli Ducha Świętego. Niektórzy będą wręcz  szydzić, co jest pokłosiem szatańskiej złości. Ale przede wszystkim będą ludzie o zdrowych sumieniach, wrażliwi na działanie Bożej łaski, którzy obdarzą szczerą miłością. Jezus obiecuje, że wszelka utrata „z powodu Ewangelii” zaowocuje już w życiu doczesnym wielokrotnym zyskiem duchowym. Jest to wstęp do życia wiecznego, które będzie niesamowitym zjednoczeniem w miłości z Bogiem i z ludźmi. Warto zdążać ku niebiańskiej wspólnocie wiecznej Dobroci…
    
26 maja 2015 (Mk 10, 28-31)