Zdrowie i choroba… Siła i
niemoc… Obfitość i ubóstwo… Każdy życiowy stan ma w sobie dwa aspekty:
pozytywny i negatywny. Bóg nie dopuszcza sytuacji, których konsekwencją byłoby
absolutne zło. Zarazem nigdy nie jesteśmy w pełni zabezpieczeni w obszarze
dobra. Niektórzy jednak, myśląc powierzchownie, pewne doświadczenia postrzegają
jako „totalnie złe”, inne zaś jako „totalnie dobre”. Punktem odniesienia jest
najczęściej doraźne samopoczucie lub doczesna użyteczność. Takie myślenie jest
radykalnym błędem, gdyż nie bierze pod uwagę dłuższych okresów życia oraz
ignoruje kwestię wiecznego zbawienia. Pomijane są wartości duchowe oraz
oddziaływanie Ducha Świętego i złego ducha.
Pełna prawda jest taka, że
wszystko ma swoje „dwie strony”. To, co jawi się jako dobre, może stopniowo
prowadzić do zła. Z kolei to, co jest odbierane jako złe, może być środkiem do
uzyskania jeszcze większego dobra. Każde doświadczenie ma pierwotnie swój sens.
Na początku nigdy nie ma bezsensu. Ale gdy człowiek zamknie się do swej
perspektywy i pominie nieskończony horyzont Bożych planów, wtedy rzeczywistość
zamienia się w uśmiercający bezsens. Najlepsza strategia polega na tym, aby
dziękować Bogu za to, co jest, i z pomocą modlitwy szukać w tym dobra. Zarazem
ważna jest czujna świadomość, jakie zagrożenie istnieje w powiązaniu z
aktualnie przeżywanym dobrem.
Tę „dwustronność
rzeczywistości” dobrze widać na przykładzie zdrowia i choroby. Otóż w potocznym
ujęciu, wedle zasad natury, pożądanym stanem jest być zdrowym. I jest to
słuszne pragnienie. Nie odczuwamy wtedy bólu i mamy dobre samopoczucie. Zdrowie
pozwala efektywnie pracować. Ale istnieje też drugie oblicze. Otóż gdy jesteśmy
zdrowi, niepostrzeżenie zaczynamy zachowywać się jako ludzie „z siebie mocni”.
Coraz bardziej opieramy się na sobie i swej sile działania. Jakże smutno
prezentują się „okazy zdrowia”, które tryskają samo-zachwytem. Spada poziom
empatii: „Syty głodnego nie zrozumie”. Paradoksalnie zdrowie może być
spożytkowane przez szatana do tego, aby zamknąć człowieka na przyjęcie Boskiej
mocy zbawczej. Efektem tego jest upadek moralny i duchowy. Dlatego Bóg dopuszcza także chorobę. Na
poziomie natury jest to coś złego. Najgorzej, gdy mają miejsce potężne bóle,
nie do wytrzymania. Ale trzeba przekroczyć tę „ziemską logikę” i dostrzec
„logikę niebiańską”. Otóż choroba powoduje dogłębne poczucie niemocy. Dzięki
temu możemy bardzo szybko spokornieć i namacalnie odczuć swą totalną kruchość.
Jest to wielka pomoc w otwarciu swego serca na potęgę Bożego Miłosierdzia.
Wielu ludzi świadczy, że nawrócili się dopiero wtedy, gdy bardzo poważnie
zachorowali. Ale także tu istnieje niebezpieczeństwo. W przypadku choroby
wielką pokusą jest uparta niezgoda na uznanie swych ograniczeń oraz szatańskie
myśli powodujące poważne załamanie, włącznie z rozpaczą.
W kontekście mocy i niemocy
istnieje swoisty „klucz uniwersalny”, który trzeba jedynie odpowiednio
zastosować w danej sytuacji. Specyfikę tego klucza rewelacyjnie pokazuje Jezus,
gdy posyła Dwunastu na ewangelizację. Otóż z jednej strony otrzymali oni „moc i
władzę”, z drugiej zaś zalecenie: „Nie bierzcie nic na drogę” (por. Łk 9, 1-6).
Centralne znaczenie ma tutaj specyficzna dwuczłonowość. Otóż jest to
pozornie sprzeczne w sobie połączenie „realnej mocy” z „realną kruchością”. Na
poziomie czysto ludzkich sił człowiek albo ma władzę i jest silny, albo nie ma
władzy i jest słaby. Ale przecież istnieje także Bóg. Wedle Jezusa wzorcowa
postawa polega na tym, aby uznając swą ludzką niemoc pozwolić działać Bożej
mocy. Tak oto kruchy człowiek może czynić potężne dzieła, zarazem zachowując
pokorę serca, wszelką moc efektywnego działania przypisując Bogu.
Stosując ten „ewangeliczny
klucz”, zarówno w zdrowiu, jak i w chorobie najpierw dziękujmy Bogu za to, co
aktualnie jest… Następnie módlmy się zgodnie z sumieniem i potem dalej
dziękujmy… W ten sposób stajemy się niemocnymi świadkami Chrystusowej
Mocy…
23 września 2015 (Łk 9, 1-6)