Prawdziwa radość… Jak jej doświadczyć? Czy
wesoła twarz wystarczy? A może pozornie smutne spojrzenie skrywa radosny skarb?
Pytania te dotykają sensu istnienia. Wszak życie bez radości jest mocno
przytłaczające. Co rusz wznoszą się ciężkie i gęste opary pesymizmu. Najgorzej,
gdy wszystko spowija beznadziejny smutek i nieodparte poczucie, że życie
ludzkie jest jednym wielkim absurdem. Jakże ten bezsens boli i odbiera wszelką
chęć do porannego wstawania…
Smutek nie jest czymś naturalnym. Dlatego
spontanicznie dążymy do radości. Ale… Jeśli obierzemy błędną drogę, to
pierwotna „radosna kraina” zamieni się w późniejszą „strefę przygnębienia”.
Dzieje się tak, gdy na pierwszym miejscu są umieszczone złudne dobra tego
świata. Wtedy nawet najbardziej fascynująca osoba, ekscytująca rzecz lub
imponujące stanowisko po pewnym czasie przeobrażą się w zwykłą codzienność,
która przestaje cieszyć, a nawet zaczyna niszczyć. Konsekwencją tego jest coraz
bardziej ciążące smutne trwanie lub pogoń za nowym źródłem radosnych bodźców,
aby ponownie doświadczyć utraconej „życiowej adrenaliny”. W ten sposób nigdy
jednak nie dotrzemy do autentycznej radości, do której każdy człowiek jest
przeznaczony. Cóż więc robić?
Warto skorzystać z rady, którą św. Bruno Kartuz
daje swemu przyjacielowi: „Przenieś się od burzy tego świata do bezpiecznego i
cichego portu”. Tak! Pierwszym krokiem na dobrej drodze jest opuszczenie świata
i wejście do „bezpiecznego i cichego portu”. Jest to przejście od myślenia
światowego do sposobu życia, gdzie Bóg realnie jest najważniejszy. To recepta
dla wszystkich, którzy pragną odnaleźć prawdziwą radość. Nawet pozostając
zewnętrznie w strukturach świata, można być radosnym chrześcijaninem, czyli
człowiekiem, który wewnętrznie opuścił światową hierarchię wartości i żyje
wedle zasad Ewangelii.
Co więcej, jeśli taka wola Boża, wzorem św.
Brunona można także fizycznie opuścić „burzę świata” i po akcie swoistej
śmierci egzystencjalnej zamieszkać w niezwykłej przestrzeni, która nazywana
jest pustelnią. Jest to miejsce, gdzie Bóg nie tylko zajmuje pierwsze miejsce,
ale w pewien sposób staje się Jedynym. Tak wielki dar wymaga wielorakiej
rezygnacji. Ten proces jest bolesny, gdyż dobra światowe, które powierzchownie
dotąd cieszyły, przestają istnieć. Ale dzięki temu ogołoceniu Bóg może
wypełniać serce swą uszczęśliwiającą Obecnością. „Ileż zaś samotność i cisza
pustelni niesie miłośnikom swoim pożytku i boskiej radości, wiedzą ci tylko,
którzy tego doświadczyli” (św. Bruno). Boska radość jest darem, który
jest udzielany przez Ducha Świętego. W Ewangelii znajdujemy doskonały wzorzec w
osobie samego Jezusa: „W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu
Świętym” (por. Łk 10, 17-24). Każdy z nas jest zaproszony, aby doznawać
podobnej radości, której autorem jest ten sam Duch Święty. Im większy dar, tym
potrzeba większej determinacji, aby go przyjąć. Możemy być jednak pewni, że
opuszczenie świata i solidna praca w „porcie”, w pustelni lub pozostając
zewnętrznie w świecie, zostanie sowicie wynagrodzona. Św. Bruno zapewnia:
„Tu za trud bitewny odpłaca Bóg swoim bojownikom upragnioną
nagrodą, pokojem właśnie, którego nie zna świat i radością w Duchu Świętym”.
W tej radości można wyróżnić niejako trzy
stopnie. Najpierw chodzi o satysfakcję z tego, co się nam udaje w sensie
wykonywanych czynności. Następnie jest szczęście, które płynie z faktu, że
jesteśmy zjednoczeni z Bogiem jako Jego przyjaciele. Wreszcie szczytem jest
nasycona uwielbieniem rozkosz uczestniczenia w wewnętrznym życiu samego Boga.
Im bardziej jesteśmy pokornymi i posłusznymi prostaczkami , tym obficiej Duch
Święty wypełni nas Boską radością. Przy czym istotny jest stan serca. Twarz
może mieć różny wygląd, w zależności od temperamentu osoby i sytuacji.
Pamiętajmy: Gdy Jezus na Krzyżu umierał, miał wyraz twarzy pełen bezgranicznego
cierpienia, w sercu jednak doświadczał nieskończonej radości w Duchu Świętym,
uwielbiając Boga Ojca…
Prawdziwa radość istnieje… Warto otwierać swe
serce na Boga, jak najszerzej i jak najpełniej…
3 października 2015 (Łk 10, 17-24)