Wszechpotęga Nadziei


„Koniec świata”… Siedział w poczuciu totalnej niemocy. Zamknął oczy… Wtem w wyobraźni ujrzał ogromną metalowo-betonową kurtynę. Nagle opadła, niczym wszechobecna gilotyna. Rozległ się potężny huk, przypominający trzask z impetem zamykanej przez wichurę żelaznej bramy… A potem zapanowała cisza, która równomiernie pokryła zgliszcza rozpadniętej budowli życia. Przygnębiający obraz, jak po przejściu bezwzględnego tornada. Nastąpił moment, który sprawiał wrażenie końca świata. Swoiste doświadczenie zawieszenia w pustce teraźniejszości, gdy efekty przeszłego życia jakby rozpłynęły się, zaś przyszłe wydają się już nigdy nie zaistnieć. Paraliż, który totalnie obezwładnia i dogłębnie neutralizuje jakikolwiek skrawek woli życia. Nieodparte przekonanie, że świat, który żył, bezpowrotnie umarł. Mocna pokusa, krzycząca poprzez resztki myśli, że śmierć jest ostatnim aktem rzeczywistości. Po niej wszelki byt staje się na zawsze niebytem…  

Tak! To gigantycznie trudne chwile, gdy człowiek na drodze swego życia przeżywa „koniec świata”. Rdzeniem trudności jest to, że ten „koniec” jawi się jako absolutny koniec możliwości  jakiegokolwiek świata. Największym bólem jest totalne przekonanie, że po tym, co było, już nic innego nie będzie mogło zaistnieć. Wszelka perspektywa przybiera postać „absurdalnego zero” lub przerażającej „minus nieskończoności”.  Na szczęście jednak obiektywna struktura rzeczywistości jest całkowicie inna. Nie znaczy to, że doświadczenie, które można nazwać „końcem świata” nie istnieje. To byłaby jakaś odrealniona teoria. W każdym razie, kto by infantylnie tak twierdził, na pewno nie byłby słuchany przez człowieka, który ma poczucie, że świat mu się zawalił. Świat dotychczasowego życia może lec w gruzach. Ale…

To nie oznacza, że ten rozpad jednego świata jest tożsamy z totalnym unicestwieniem. W tym kierunku mocno tłoczy swe kusicielskie myśli szatan. Lepiej jednak zaufać nauce Bożej zawartej na kartach Pisma Świętego. W świetle życia Jezusa Chrystusa koniec jednego świata nie oznacza absolutnego końca rzeczywistości. Co więcej, koniec jednego świata, to tak naprawdę początek nowego świata. W tym newralgicznym momencie rozgrywa się potężna walka o ludzką duszę pomiędzy Bogiem i szatanem. Szatan usiłuje wepchnąć człowieka do jeszcze gorszego świata rozpaczy i samounicestwienia. Bóg całym sercem woła: „Koniec dotychczasowego świata, jeśli będziesz przy Mnie, będzie dla ciebie początkiem nowego, bez porównania lepszego świata”.

Niezwykłe! To, co wydaje się zejściem na zawsze do piekielnej otchłani niebytu, razem z Bogiem może stać się wejściem na drogę do niebiańskiej Nieskończoności Bytu. Moment mający początkowo definicję „koniec świata” zostaje totalnie przedefiniowany, zyskując radykalnie odmienne określenie: „początek nowego świata”.  Bóg udziela potrzebnych łask, aby „od teraz” było „szczęśliwiej”. W pewien sposób zaistniałe „zło cierpienia” staje się drogocennym materiałem, z którego Nieskończone Miłosierdzie pragnie wydobyć i uformować cenną rzeźbę „większego dobra”.  Swoisty paradoks polega na tym, że bez uprzedniego wielkiego „bólu utraty”, nie byłoby późniejszego jeszcze większego „szczęścia zysku”.

Warto nosić w sercu pamięć o tej przedziwnej strukturze Nadziei. To bezcenna prawda, zwłaszcza w kontekście najbardziej fundamentalnych doświadczeń, które wiążą się z powołaniem do małżeństwa, do życia konsekrowanego lub do niekonsekrowanej samotności; także w sprawach związanych z życiem zawodowym (por. Mk 10, 2-16). Jeśli na ziemi świat nam się zawalił, to jest to tylko „jakiś jeden świat”. Zwracając się do Boga, otrzymamy realną szansę, aby podjąć życie w nowym, bardziej szczęśliwym świecie. Bogu dziękuję, że kiedyś przeżyłem „koniec świata” i dzięki temu mogłem przyjąć od Boga dar „nowego, pustelniczego świata”. To, co wydawało się śmiertelnym końcem, okazało się błogosławionym początkiem na eremickiej drodze… Erem Maryi „Brama Nieba”…

Ale najważniejsze jest to, żeby nie bać się całkowitej utraty doczesnego życia. Dla chrześcijanina koniec ziemskiego świata jest początkiem Królestwa Niebieskiego. Najdoskonalej pokazuje to sam Jezus Chrystus, który umarł i zmartwychwstał… 

4 października 2015 (Mk 10, 2-16)