Ostatni dzień roku… To symbol przemijania i
egzystencjalnego końca. Możemy cieszyć się, że jesteśmy bliżej Wieczności.
Święci męczennicy nigdy nie płakali, że muszą umierać. Wręcz przeciwnie,
emanowali szczęściem, że są już u progu przejścia do upragnionej pełni
wiecznego życia.
Kto w głębi serca nie wierzy w Boga, dla tego
przemijanie jest doświadczeniem smutnym, wręcz przygnębiającym. Zasadniczym
punktem odniesienia jest tutaj tylko doczesna rzeczywistość. Mocno daje o
sobie znać pragnienie „powrotu do przeszłości”, aby jeszcze raz przeżyć
przyjemne chwile. Pojawia się irracjonalny lęk przed tajemniczą
nieokreślonością w przyszłości. Gdy człowiek nie przyjmuje Bożej Światłości,
wtedy staje się niewolnikiem bezbożnej ciemności. Pod najbardziej perfekcyjną
maską pewności siebie wnętrze jest przenikane strachem i obawą przed tym, co
się wydarzy. Bez Boga wszelki „definitywny koniec” wywołuje uczucie zagubienia,
wręcz paniki. Wystraszony organizm zdaje się krzyczeć: „Jeszcze nie teraz!”.
Brak Wiecznego Światła w
sercu powoduje, że perspektywa wielorakiego końca generuje cały zestaw
negatywnych reakcji, które przeobrażają się nawet w agresję. Gdy doczesny świat
jest jedyną przestrzenią istnienia, wtedy trwanie w nim jest najwyższą wartością.
Aby zachować swoje życie, człowiek posuwa się nieraz do najniższych moralnie
czynów, włącznie ze zdradą, kłamstwem i zabójstwem. Tragiczne w treści stają
się także słowa, które zaczynają przypominać strumień absurdu. Dlaczego tak się
dzieje? To smutna konsekwencja braku żywej relacji z Odwiecznym Słowem. Gdy
ludzkie słowo nie czerpie duchowej mocy z Boskiego Słowa, wtedy staje się
ciemne, niszczy oraz prowadzi do zagłady i samozagłady.
Bezcenne wyjaśnienia odnośnie opisywanych tu
procesów daje nam Prolog Ewangelii według św. Jana. Ten święty tekst
jest perłą Boskiej Mądrości. Św. Jan pisze: „Na początku było Słowo, a Słowo
było u Boga, i Bogiem było Słowo. (…) Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego
nic się nie stało, co się stało” (por. J 1, 1-18). W świetle wyrażonej tu
prawdy otrzymujemy całkowicie odmienną od poprzedniej interpretację
przemijania. Wiara pozwala spojrzeć z radosną nadzieją na upływ czasu.
Tym razem przemijanie nabiera zdecydowanie pozytywnego wydźwięku, gdyż jest
jednym wielkim powrotem do Boskiego Początku. Świat nie jest naszym wiecznym
domem. Jest tylko co najwyżej schroniskiem, gdzie możemy zatrzymać się w czasie
doczesnego pielgrzymowania. Znaczy to, że perspektywa końca nie wywołuje
smutku, ale wzbudza radość i nadzieję.
Najdoskonalszym wzorem jest Jezus, Słowo
Wcielone, który przyszedł na świat i potem wrócił do Ojca. Nasz dom jest w
Wieczności, a nie w doczesnym świecie. Świadomość końca jakiegoś etapu lub
całego życia nie powoduje strachu, bo nie oznacza utraty czegoś absolutnego.
Wręcz przeciwnie, koniec kojarzy się z początkiem nowego życia. Najdoskonalej
wyraża to chwila śmierci, która jest pełnią powrotu do Boga. Człowiek odnajduje
to, czego przez całą doczesność poszukiwał. Gdy „szukamy siebie”, to tak
naprawdę poszukujemy Boga, który w nas mieszka.
Zdrowy dystans wobec przemijania sprawia, że
człowiek nie boi się różnych form utraty. Wyższą wartością jest prawdziwe
życie, które jest miłością i prawdą wedle Bożego Słowa. W Bogu „było życie, a
życie było światłością ludzi”. Tak! Żywa relacja z Bogiem sprawia, że
ludzkie czyny i słowa są przenikane życiem i światłem. To chroni przed
wszelkimi aktami i zachowaniami, które powodują podeptanie godności własnej i
innych. Wiara sprawia, że z serca wierzącego wydobywają się słowa, które
są jasne i pełne życia. Przy czym życie nie jest tu zredukowane do biologii.
Ludzkie słowa, gdy są odzwierciedleniem Boskiego Słowa, stają się nośnikiem
dobra, prawdy i miłości.
W promieniach Bożego Słowa cieszmy się, że dziś
mamy ostatni dzień roku. Dla wierzącego to piękny symbol przemijania, które
jest zbliżaniem się do Nieprzemijającego Boskiego Teraz…
31 grudnia 2015 (J 1, 1-18)