Wolność od opinii


            „Co sobie o mnie pomyśli?”… „Co ludzie powiedzą?”… Tego typu obawy generują u niektórych osób „tony” trwożliwych myśli. Lęk przed opinią jakiejś osoby, jakiegoś środowiska lub bliżej nieokreślonej społeczności działa jak katorżnicze kajdany…

 Rdzeń problemu polega na tym, że człowiek pragnie zaprezentować jak najlepszy obraz własnej osoby. Zarazem daje o sobie znać niepokój, że ten wizerunek może wypaść negatywnie. W sercu powstaje strach, że ze strony ważnego dla nas „sędziego” otrzymamy „wyrok skazujący”, który brzmi: „Jesteś zły”, „Jesteś do niczego”. Przedmiotem oceny, która budzi zamartwienie, jest ogólna postawa moralna, sprawowane odpowiedzialności, kompetencje zawodowe lub umiejętność robienia czegoś. To bardzo mocna walka duchowa. Pragnienie bycia postrzeganym „jako dobry” ściera się z obawą, że jednak zostanę uznany „jako zły”. Przy czym najdotkliwiej kwestia opinii ujawnia się w powiązaniu z osobą, której pogląd ma dla nas bardzo ważne znaczenie. Postrzegamy ją jak „boską wyrocznię”, która orzeka o poziomie naszej dobroci. Dobra opinia działa jak „błogosławiony akt stwórczy”, który napełnia życiem i utwierdza w istnieniu. Zwłaszcza u osób niepewnych swej wartości, stwierdzenie: „Jesteś najważniejszy” wywołuje efekt podobny do środków dopingujących. Zła opinia z kolei powoduje efekt „przeklętej egzekucji”, która podłamuje i uśmierca. Zdanie: „Jesteś najgorszy” może nawet „roztrzaskać istnienie” i wpędzić w depresję.   

Strach przed ludzką opinią to destrukcyjna niewola. W ten sposób skazujemy się na bardzo „niebezpieczną huśtawkę”. Przecież dzisiejsze pochwały mogą jutro zamienić się w potępienia. Wtedy przeżywana radość „bycia kimś” zamieni się w koszmar „bycia nikim”. Zarazem negatywne osądy często są głęboką nieprawdą, która bezpodstawnie rani i powoduje niepotrzebne „przejmowanie się”.  

W tym świetle zrozumiała staje się postawa Jezusa w Nazarecie. Gdy pewnego razu przemówił w synagodze, początkowo „wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego” (por. Łk 4, 21-30). Ale Jezus nie dał się złapać na ten „haczyk dobrej opinii”. Pozostał niewzruszony wobec ludzkich zachwytów. Wręcz przeciwnie, wypowiedział trudną prawdę, sprzeczną z oczekiwaniami, która spowodowała gwałtowną zmianę klimatu. W rezultacie ludzie, którzy wcześniej byli „powierzchownie zadziwieni”, chwilę potem wyprowadzili Go na urwisko, „aby Go strącić”. Gdyby Jezus chciał za wszelką cenę przypodobać się, straciłby wolność mówienia prawdy. Musiałby głosić i robić tylko to, czego słuchacze oczekują. Z kolei naiwne zachłyśnięcie się dobrą opinią przy chęci mówienia prawdy spowodowałoby bardzo szybko bolesne rozczarowanie, krytykę i załamanie poczucia swej wartości. 

Dlatego Jezus uniezależnił się od ludzkich osądów. Nie był niewolnikiem opinii jakiegokolwiek człowieka, nawet z najbliższej rodziny. Jedynym, absolutnym kryterium wartościowania był dla Niego Bóg Ojciec. Warto naśladować Mistrza w tej wielkiej mądrości. To najlepsza droga, aby zachować w sercu trwały pokój. Nie oznacza to braku szacunku dla ludzi. Wręcz przeciwnie! Jeśli słucham Boga, to wtedy dopiero prezentuję postawę, która prawdziwie przeniknięta jest miłością do drugiego człowieka. 

Jak ćwiczyć wewnętrzną wolność wobec ludzkiej opinii? Warto zwrócić uwagę na dwa typy zachowań. Gdy spotykamy się z pochwałami i „dowartościowującymi ocenami”, wtedy trzeba to wszystko w sercu od razu przekazywać Bogu i mówić: „Panie, to na Twoją chwałę!”. Z kolei gdy doświadczamy lekceważenia lub wręcz pogardy, nie należy biadolić i ubolewać, lecz trzeba bardzo się cieszyć. Takie sytuacje to wielka pomoc w procesie ogołocenia i oczyszczenia. Ludzkie „niedowartościowanie” to zbawienna mobilizacja, aby jeszcze goręcej rzucić się w ramiona Boga Ojca, który na pewno nam powie: „Jesteś moim ukochanym dzieckiem”. W ten sposób możemy wzmacniać naszą absolutną zależność jedynie od „Boskiej Opinii”.  Bóg zawsze utwierdzi nas w poczuciu zdrowej wartości siebie oraz w szacunku do innych ludzi. W ten sposób stajemy się wewnętrznie wolni.

Oddychajmy coraz pełniej wolnością w Bogu!

           31 stycznia 2016 (Łk 4, 21-30)