Czas leczy rany?


Zwyczajna rozmowa. Pośród różnych tematów pada zwykłe wspomnienie. Naprawdę takie niepozorne zdanko. I oto w sercu rodzi się burza. Kolejne godziny i dni niczym wyrwane z kalendarza. Jak to możliwe? Czy proste wspomnienie pewnego dawnego wydarzenia może spowodować aż tak wielkie wewnętrzne poruszenie?  

Tak! Jest to jak najbardziej możliwe, gdy pewne fragmenty historii życia nie zostały uzdrowione. Jest takie powiedzenie: „Czas leczy rany”. Nie zawsze się to sprawdza. Nieraz nawet to stwierdzenie może boleśnie oszukać. Powiedzmy od razu jasno i wyraźnie. Czas automatycznie nie leczy ran. Sam upływ czasu nie wystarczy do tego, aby dokonało się uleczenie doświadczonych w przeszłości bolesnych zdarzeń; zwłaszcza wysoce dotkliwych ciosów psychicznych. Gdy sytuacja jest pozostawiona sama sobie, czas jedynie przykrywa ranę z przeszłości. Kolejne wydarzenia. Nowe sytuacje. Absorbujące zaangażowania. Bolesne wydarzenie staje się coraz mniej dotkliwe. Czas rodzi wrażenie uleczenia. Nawet można zapomnieć o dawnym bólu. Ale to tylko pozór. Pewnego dnia zwykłe słowo ku wielkiemu zaskoczeniu przeszyje człowieka jak grom z jasnego nieba. Powodem tej burzy nie jest to słowo. To słówko wyzwoliło jedynie głęboko tkwiące w człowieku zranienie. Cały świat dawnego bólu wrócił. Okazało się, że czas nie uleczył. Czas tylko przykrył pyłem nieustannie tkwiącą w sercu ranę. Co więcej! W miarę upływu dni coraz bardziej rana się powiększa. Staje się niczym rak, który zagarnia kolejne obszary życia. Jeśli nie nastąpiło przebaczenie, czas powoduje coraz większą chorobę. Pozornie można odnieść wrażenie, że leczy rany. W rzeczywistości choroba przez kolejne dni i lata zaczyna się rozwijać w organizmie. Co z tego wynika? 

Tylko jedno sensowne rozwiązanie. Najlepiej od razu wchodzić na drogę przebaczenia sobie i innym. W zależności od zaistniałej bolesnej sytuacji, podejmować terapię od razu. Doraźnie to zaboli. Dlatego chcemy uciekać. Ale warto. To tak jak z fizycznym skaleczeniem. Można założyć od razu plaster. Rany nie widać. Nic nie boli. Ale to wielka groźba rozwoju zakażenia. Gdy posmarujemy spirytusem. To będzie piekło. Nawet bardzo. Ale dokonuje się dezynfekcja. Rana zostaje wyczyszczona. Następuje uzdrowienie. Właśnie taka doraźna terapia jest jedynie sensowna. Uzdrawiające   oczyszczenie. Oczywiście ból od razu nie znika. Nawet doraźnie staje się bardziej dotkliwy. Nie jest to jednak stan ucieczki. To wtedy dopiero prawdziwe staje się stwierdzenie, że czas leczy rany. Nieraz mogą to być długie dni, miesiące, lata. Ale dzięki pierwotnemu stanięciu w prawdzie i przebaczeniu dokonuje się powolny proces uzdrowienia. Rezultatem jest coraz pełniejsze wyleczenie. Tak więc ucieczka od przebaczenia spowoduje, że czas będzie coraz bardziej wzmagał chorobę. Oczekiwanie na natychmiastowe uzdrowienie byłoby błędem i naiwnością. Organizm potrzebuje czasu. Odważne, natychmiastowe dokonanie dezynfekcji wprowadza na drogę, gdzie czas rzeczywiście leczy rany.

 Panie Jezu, Ty jesteś Uzdrowicielem. Wlej w nasze serca odwagę. Prowadź nas po trudnych drogach. Pomóż, aby kolejne dni naszego życia stawały się błogosławionym czasem. Tak! Czas płynie… Rozwój choroby czy uzdrawianie?...

8 lipca 2013 (Mt 9, 18-26)